środa, 25 styczeń 2017 16:32

ZAZDROŚĆ

Napisał
  FRAGMENT MOJEJ NASTĘPNEJ KSIĄŻKI Zazdrość  

    Zazdrościł chyba każdy. Nawet jak nie wiedział co to jest, to zazdrościł. Jak jedno dziecko je loda, a drugie się nie podzieli, to poszkodowane patrzy tak smutno, że widać w tym nie tylko żal, ale i zazdrość. Nie jest to zazdrość z mózgu, tylko z serca, albo z niedopieszczonych zmysłów, w tym przypadku smaku. Zazdrościmy w wieku czternastu lat koledze, że obejmuje się z dziewczyną, a ja nic nie mam w zanadrzu. Dziewczyny zazdroszczą chłopakom, że mogą tak szybko biegać, bo im na to rosnące właśnie piersi nie pozwalają. Zazdrościmy Beacie, że rodzice jej pozwalają jeść całą paczkę chipsów dziennie. Zazdrościmy Argentyńczykom, że Messi to ich rodak. Głupie dziecięce zazdrości, czasem i młodzieńcze. Głupie, ale przynajmniej niegroźne, bo nie zawierały w sobie chęci zemsty. Piękne, bo zawierały w sobie marzenia, smutki i niedorzeczne myślenie. Chyba nikt takich zazdrości nie traktuje poważnie. Zazdrość sieroty, że koleżanka ma mamę, a ona nie, to nie może być grzech? A jednak jest! Nie pożądaj żadnej rzeczy, która jego jest. Matka to więcej niż rzecz, pożądanie jej to grzech śmiertelny. Jak wytłumaczyć takiej sierocie, że nie może marzyć o matce, która na kolację zrobi jej pizzę (tak jak ma Kasia), która pójdzie na plac zabaw po południu (tak jak ma Kasia), która przytuli ją do snu (tak jak ma Kasia) i od której nie czuć wciąż nikotyny i alkoholu (tak jak ma Kasia). Biedne dziecko nawet nie wie, że popełnia grzech za grzechem. W wieku ośmiu lat, kiedy dziecko idzie się spowiadać (spowiedź w wieku sześciu lat, kiedy dziecko przystępuje do Wczesnej Komunii to już całkowita abstrakcja, dziecko nie potrafi pojąć większości grzechów), jego znajomość świata jest tak mała, że grzechy są niezrozumiałe.

      Zazdrość to nie jest wielki problem, mało tego, jest wręcz potrzebna, jeśli wyrasta z marzenia, prawdziwy problem to zawiść, czyli zazdrość połączona z nienawiścią.

     Leczenie zawiści jest dość proste, każdy człowiek musi być dowartościowany. Dawniej nie było problemów. Powiedzmy wieś. Wystarczy, że każdy jest specjalistą w jednej dziedzinie. Łatwo znaleźć zawody, czy zdolności dla setki ludzi. Choćby tak: wybitne dzwonienie w dzwon kościelny, najlepszy organista, najlepszy witrażysta (z kościołem może być związanych z dwadzieścia osób), najlepszy dekarz, najszybszy murarz, najlepszy murarz, sprawny tynkarz (budownictwo to też bardzo dowartościowujące zajęcie), osoba z najładniejszym ogródkiem, osoba z najładniejszym balkonem, najładniejsza panna we wsi, najprzystojniejszy chłopak, facet z najmocniejszą głową, kobieta z największym..., facet z największym...itd.

     Ciągnięcie specjalności dla człowieka, w której jest się najlepszym, nie ma sensu, ale w takim środowisku każdy może się dowartościować. Jakże to dobra sytuacja ze względu na psychikę. Co z tego, że Jasiek ma tak ładną żonę, kiedy nie potrafi jeździć szybko na koniu. Antek to świetny muzyk, ale na stolarce to się nie zna.

     Dziś dochodzi do masowego zaniku zawodów, już nie możemy zaimponować żonie, że zrobimy jej piękną ławę do ogrodu. Rzadko która kobieta wprawi w zachwyt mężczyznę swoją smaczną kuchnią, większość i tak je w restauracjach, albo kupuje gotowe produkty z sieci marketów. Jak mężczyzna ma zaimponować ciężką pracą kobiecie, gdy siedzi przy komputerze w pracy, zresztą tak samo, jak jego wybranka.

     Takie zacieśnienie zawodów, powoduje, że powstają masowo kompleksy. Do tego znajomość życia, którą czerpiemy z internetu i kolorowych gazet, jest tak frustrująca, że działa to jak choroba zakaźna. Nerwowo szukamy talentów, czy sposobów, by poczuć się najlepszym. Szans jest coraz mniej. Zaczyna się od urody, która została w mediach doprowadzona do perfekcji. Nie wystarczy już piękna twarz. Teraz muszą być piękne usta, świetna fryzura, odpowiednio podkreślone oczy, wyregulowane brwi...Jeśli wszystko jest najwyższej jakości, efekt może być fatalny, albo boski i wtedy zaczynamy żyć w nierealnym świecie zabawek, w którym główną zabawką jest człowiek.

     Kto pytał Edith Piaf o urodę? Czy Einstein był fujarą, bo nie ćwiczył na siłowni? Kogo obchodzi, czy John Lennon potrafił równo powiesić obrazek w dużym pokoju. Czy jest aż tak ważne to, że Maria Curie – Skłodowska lubiła seks?

      Te wszystkie sztuczne pytania wzbudzają w ludziach kompleksy, czyli zaczątki nerwic, burzących normalny rozwój. Kompleksy psują człowieka od wewnątrz i nie da się tego leczyć, bo wydaje się, że są niegroźne. Ludziom wydaje się, że niebezpieczne dla rozwoju jest nadmierne owłosienie czy zbyt długi nos. Tak naprawdę groźne jest myślenie o swojej niedoskonałości. Łatwo jest znaleźć lekarstwo na zawiść. Może to być miłość, która jest tak niepowtarzalna, że wybija nas na szczyt ludzkich możliwości. Może to być specjalizacja, jaką warto mieć w życiu. Niekoniecznie musi to być praca. Zabawa w meblowanie domu i architekturę ogródka to świetny pomysł. Świetnie sprawdza się tu pasja. Wystarcza czasem jedna rzecz – specialite dela mezon – grillowany łosoś po norwesku. Trzeci sposób to rozwój osobisty. Osoba, która to robi, łatwo jest w stanie sobie wytłumaczyć, że zawiść to jedna z najbardziej prymitywnych emocji i której się należy wstydzić.

      Zawiść to test twojej wartości, dlatego, jeśli ją zauważysz u siebie, należy się martwić. Wcale to nie znaczy, że nie możesz się wkurzać na gówniarza jeżdżącego BMW za pół miliona, którego się dorobił na sprzedaży amfetaminy. Nie należy się dręczyć zazdrością o dobrą pracę kolegi ze szkoły, skoro załatwił ją mu tatuś milioner.

       Prawdziwa zawiść jest wtedy, gdy sam nic nie robisz, a cierpisz, gdy inni pracują i mają dobrze. Czasem wystarczy tylko wstać i zmierzyć się z życiem.

Czytany 10848 razy Ostatnio zmieniany piątek, 12 lipiec 2019 11:55
Więcej w tej kategorii: « Rocznice