sobota, 12 październik 2019 13:38

Bobry

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Krótka sztuka o nicnierobieniu jako sposobu na życie. Wydaje się, że to dobra sztuka, by pobudzić młodzież od myślenia o tym, co robić w życiu. Duża część naszego młodego pokolenia czeka, aż się coś wydarzy, zapominając o tym, że to oni sami mają tworzyć wydarzenia. Uwolnienie się od rodziny to wielka szansa na inne życie, ale to oni je muszą inspirować. Takie beznamiętne czekanie, aż się nam życie samo zbuduje to fatalny wybór.  

BOBRY

ANNA KELNERKA – Słucham panią?

EMILIA KLIENTKA – Już zamówiłam.

A – Herbatę. Pół godziny temu. Widzę, że wypita.

E – Jeszcze trawię.

A – Czy pani nie myli naszej kawiarni z poczekalnią?

E – No, nie. Kelnerkę od kolejarza od razu rozpoznam.

A – To już więcej zarobimy na ubikacji niż na zamówieniu.

E – Jak pani będzie cierpliwa, to jeszcze raz skorzystam.

A – To może piwko? Będzie szybciej.

E – Nie piję. No, niech będzie woda sodowa. A będzie jakaś ulga za drugie zamówienie?

A – Jak ulga?

E – Widzę, że ludzie przychodzą z ulicy i idą do ubikacji. Ja jestem już w lokalu, dwa razy byłam w toalecie zamówiłam coś, teraz domawiam. Jestem jakby hurtowniczką.

A – To oni powinni mieć ulgę, bo nie zajmują miejsca. Po co tu pani siedzi?

E – Czekam.

A – Na kogo?

E – Na przygodę.

A – Lepiej ją spotkać na ulicy, w lesie, na spacerze.

E – Nie. W naszym mieście to się nie sprawdza. Jedyna szansa na przygodę to w tym lokalu. Może przyjdzie tajemniczy nieznajomy, może jakiś napad, albo bezdomny przyjdzie prosić o chleb.

A – Jak się pani zrujnuje na tą wodę, to i na ten chleb pani zabraknie.

E – W cywilizowanych krajach życie towarzyskie kwitnie w lokalach.

A – Tylko dlatego, że tam klienci coś zamawiają, a nie siedzą.

E – Niech stracę, zamiast wody oranżada.

***********

KELNERKA ANNA – Jeszcze colę?

KLIENTKA DOROTA – Jeszcze.

A – Nie przyszedł?

D – Nie. Skąd pani wie? Pani go zna?

A – Nie. Patrzy pani bez przerwy na drzwi, wzdycha, nerwowo żuje gumę. To chłopak?

D – Pewnie coś się stało.

A – Awaria auta.

D – Nie ma auta. Mieszka dwa bloki dalej.

A – Puścił panią w trąbę.

D – Co?

A – Dał kosza.

D – Jak to?

A – Tak po prostu, znudził się panią.

D ŚMIECH – Teraz wiem, dlaczego pani jest kelnerką, bo wróżką nie udało się zostać.

A – Ile się już spóźnia?

D – Półtorej godziny.

A – Jak przyjdzie stawiam dobre wino.

D – Jak nie, ja stawiam to samo. W końcu jego słowo coś znaczy, a mówił, że przyjdzie. Czasem tak nienawidzę facetów.

A – Ja tylko pijanych.

D – Te ich poglądy, ten słodki uśmiech, to udawanie. Mama by powiedziała brak odpowiedzialności. To drań, to oszust.

A – Spokojnie jeszcze ma czas.

D – Czekam do dwóch godzin. DO INNEJ KLIENTKI – Co się pani tak gapi. Dawać tę colę i nie gadać.

********************

KLIENTKA KASIA MA NA STOLIKU ROZŁOŻONĄ MAPĘ, PODCHODZI KELNERKA ANNA

A – Pani zamawiała herbatę i ciastko. Może by tak zrobić trochę miejsca? KASIA NIE REAGUJE – Herbata i ciastko proszę. CISZA – Herbata i ten wczorajszy pączek.

K – Proszę położyć.

A – Gdzie?

K – Tu, obok rezerwatu.

A – Jakiego rezerwatu?

K – Rezerwatu bobrów. O, tutaj, to zielone. Tu jest wioska, można na niej położyć. Herbatę na sklepie, pączek na komisariacie, a cukier na kościele.

A – Jak się pani wyleje, to zanieczyści pani rzeczkę.

K – Będę uważała, jestem ekologiem.

A – O rany, znowu ekolog. Mieliśmy takich w zeszłym roku. Przychodzili wieczorami i: herbatkę i pączek. Chyba piętnastu ich było. Gdyby tak każdego dnia po dwa piwka zamawiali to jest trzydzieści razy cały tydzień. Przeszło 200 browarów. A tak, herbatka i pączek, herbatka i pączek, herbatka i pączek. Ja już po trzech dniach nie mogłam patrzeć na te pączki. A oni herbatka i pączek.

K – To byli moi koledzy. Będziemy tu walczyć o rezerwat dla bobrów. Czysta woda. Czyste powietrze. Będziecie tu żyć jak u Pana Boga za piecem. Z dala od przemysłu, cywilizacji. Żyć, a nie umierać.

A – Żyć o herbatce i pączku i umierać o herbatce i pączku.

K – Musicie to zrozumieć. Bóbr to gatunek ginący. Koniec z kłusownictwem, są jakieś dobra nadrzędne. Trzeba być odpowiedzialnym. Bobry to my.

A – Czy po pączkach tak się mówi? Przepraszam. O piątej mamy stypę. Chciałam przygotować salę, nie mogłyby panie usiąść razem? W innym wypadku będzie trzeba opuścić lokal.

E – To tak zrobimy. SIADAJĄ RAZEM – Widzi pani, coś się dzieje. Cześć nazywam się Emilia.

K – Kasia.

D – Dorota.

E – Czy to nie jest przeznaczenie, że my poznałyśmy się właśnie tu.

D – Ja jeszcze czekam 20 minut i idę.

K – Czy interesuje was ekologia?

D – Owszem. Jeżdżę do pracy autobusem ekologicznym. Jak na niego zdążę to lubię ekologię, jak nie, to nie lubię.

E – Ja jestem bardzo zainteresowana tym tematem.

K – Tworzymy tu rezerwat bobrów. Ludzie, przez swoją beztroskę spowodowali, że zwierzątko to może wyginąć. Musimy im pomóc. To świetne miejsce na ich żeremia. Dwanaście lat temu wypuszczono tu eksperymentalnie trzy pary bobrów. Rozmnożyły się. Jest ich już dwanaście, to wielki sukces. Lecz w zeszłym roku nagle zniknęły trzy sztuki. Pewnie kłusownicy.

E – Okropne. Może zaczaimy się na niego rano?

K – Bobry są aktywne wieczorami i w nocy. Rano ich nie zobaczymy.

E – To wieczorem. Ubierzemy się w kominiarki. Nóż, nie, może kije, albo drągi i czekamy. Pojawi się jakiś łachmyta i trzask go po plecach.

D – Zatłuczesz bydlaka i pójdziesz siedzieć.

E – Właśnie, pójdę do więzienia. Metalowe kraty, smród z kibla, stęchłe mury, zakazane gęby.

D – Uważaj, bo jak się on odwinie, to będziesz miała przygodę. Pudełko, wyściełane na biało, kremowa sukienka.

E – Przekonałaś mnie. Kelnerka! Bigos.

A – Jest wczorajszy.

E – A sprzed tygodnia nie ma?

A – To jest porządna firma. Cztery dni i do kosza.

E – Przykro mi, za świeży.

A – Oranżada, zamawiała pani.

E – Dziękuję.

D – Od czego, czy raczej od kogo zależy, by ten rezerwat powstał?

K – Właśnie, że nie od kogoś, tylko od czegoś. Od zwykłej życzliwości, umiejętności spojrzenia dalej niż swój czubek nosa. Co przeszkadza wydzielić kawałek lasu i go chronić? Przyroda się cieszy, gdy ma skrawek prawdziwie naturalnych warunków. Ratuje się wspaniałego gryzonia, już teraz rzadkości na świecie.

D – To w czym problem?

K – O właśnie: bo las jest prywatny, bo przez przyszły rezerwat przebiega leśna droga (skrót między wsiami), bo nie można tam będzie zbierać grzybów, bo Józek od Maryśki nie do, bo nie. Do tego perełka: bo tyn szczur z łozdeptanym łogonem bydzie nom kury jod.

D – A nie będzie?

K – Bóbr to zwierzę roślinożerne. Żywi się młodymi gałązkami brzóz i olch.

D – Robicie problemy, jedzie się do jakiegoś ministerstwa i przywozi gotową decyzję. Koniec i kropka.

K – Prawo nie pozwala. Ludzie muszą wyrazić zgodę.

E – Może ta walka jest jednak fascynująca? Walka o swoją rację. To chyba ekscytujące?

K – Bzdura. Trzeba działać też gdzie indziej. Utknęłam tu na dwa lata.

E – Bo tu trzeba psychologa, a nie ekologa. Ten by ludzi przekonał.

K – Sprowadziłam panią psycholog. Dogadała się już po tygodniu, ale z... bobrami.

E – To świetnie. Zrozumieć mowę bobra. Temu bym mogła się poświęcić. Moi rodzice żyją z sobą już ćwierć wieku: mama kasjerka, tata starszy referent. Dzień jak dzień, kropka w kropkę, godzina podobna do godziny. Schemat. Przez ćwierć wieku to samo: praca, porządki, działka, telewizor. Czasem wczasy, weekend. Życie bez tętna. Seeeeen, raaaaanek, śniadaaaaanie, praaaaaaca, po praaaaaacy, telewiiiiiizor, seeeeen. Ja bym chciała tak: sen; spacer, a raczej jogging z psem; prysznic; praca, ale ciekawa typu lekarka, artystka, biolożka; obiad w knajpce; korty; randka z oficjalnym narzeczonym; kino lub teatr; dyskoteka z przyjacielem i rozmowy do rana ze znajomymi.

D – Następny dzień byś odsypiała. Pies obsika mieszkanie, z pracy cię wyrzucą, narzeczony odejdzie, przyjaciel znajdzie inną.

E – Czy ty umiesz marzyć?

D – Od dwóch godzin to robię. To oszust, nie przyszedł. Pewnie Jolka. To cymbał. Jaką ja jestem idiotką?

E – Na swojego trzeba trafić.

D – Faceci po prostu są beznadziejni. Mówię wam, dwulicowi i chamscy.

K – Dzisiaj na to wpadłaś?

D – Uważam się za osobę niegłupią. Chodzę z chłopakiem, mówimy o miłości i przyszłości. Dlaczego mam mu nie wierzyć? Dlaczego? Czy każda jego deklaracja musi być rozpatrywana pod kątem: bajer czy prawda? Kocham, znaczy obdarowuję zaufaniem, wierzę ci ponad wszystko, pomimo wszystko. Co to za uczucie, które zmusza do strachu przed poniżeniem.

K – Zostań ekologiem.

D – Spadaj. Jak ja mam znów się zakochać?

K – Pokochaj przyrodę.

D – Też kochałaś?

K – Nie, mi wystarczą bobry. Myślę, że miłość przyjdzie sama.

D – W postaci bobra.

E – Właściwie, to co nas łączy?

A – Żadna z pań nie ma pieniędzy.

D – Czy pani nie zależy na klientach?

A – Na klientach tak, na grupie dyskusyjnej – nie.

E – Łączy nas rozczarowanie życiem.

K – Rozczarowanie światem.

D – Rozczarowanie ludźmi.

A – A może tak rozczarowanie sobą? Moja babcia mówiła: płytkie życie to stek życzeń. Wzięłam kredyt, otworzyłam tę knajpkę i jakoś leci. Żyję lepiej niż moje koleżanki, ale przede wszystkim nie narzekam i idiotycznie nie marzę. Tak słucham panie jednym uchem, bo ruch mały. DO ANNY – Pani by ruszyła ten tyłek i wyruszyła na przygodę, a nie czekała na nią. DO KASI – A pani to powinna mieć męża i dziecko, a nie bobry. DO DOROTY – Ten pani goguś tu bywał z trzema babkami. Miłość, miłością, a oczy oczami. Teraz muszę panie przeprosić. Mamy stypę, zaraz przyjdą, bo pogrzeb szedł na cmentarz.

D – Z trzema tu bywał? Czemu mi pani nie powiedziała?

A – A ja wiem, która to siostra, narzeczona, a która kochanka?

E – Przecież szukam, nie siedzę w domu.

A – Niech się pani zapisze się do KOŁA WĘDROWCÓW, adres znajdzie pani w internecie.

E – Wolę zapisać się do kółka teatralnego. Będę grała Julię, Niobe, Baśkę Wołodyjowską, Alicję z Krainy Czarów...

A – Zagraj pani siebie.

E – Siebie?

D – Siebie?

K – Siebie?

A – Opowiedzcie tę historię innym. Sztuka o frustracji.

K – To będzie nudne.

A – A może nie?

K – A tytuł? Nowy bobry dzień.

E – Nowy, lepszy bobrzejszy dzień.

D – Najbobrzejszy dzień w moim życiu.

 

 

Czytany 8735 razy Ostatnio zmieniany sobota, 12 październik 2019 13:56

Najnowsze od Grzegorz Noras