czwartek, 25 kwiecień 2019 07:40

Fragmenty

Napisał
   Kto jeszcze pamięta starych górali z filozoficznym podejściem do życia?     

   Podczas całego tego czasu Łukasz cierpiał. Tak cierpiał, że aż trudno opisać jak. Z jednej strony jako mężczyzna powinien bronić honoru swej kobiety i... no właśnie. Prosić każdego na „ubitą ziemię”? A może odpowiadać głośno na zaczepki? Raz nawet spróbował, ale efekty były marne:

Panienko! Cy to normalne, cy silikony?

Proszę się uspokoić, proszę pana! – wyrzucił z siebie Łukasz.

Panienko, a cy ten chłopok to prowdziwy, cy dmuchany?

Proszę ze mnie zejść i iść swoją drogą.

Przeca ida swojo drogą. A na pana nie wleza, bo to grzech.

Idź pan z Bogiem.

Ida z Bogiem i Pan Bocek mi tu taką panienecke połozbieraną załatwił.

              Grażyna uwielbiała takich ludzi, którzy z założenia prości, ledwo co ukończyli szkołę podstawową, okazywali się bystrzejsi od wyedukowanego gogusia z miasta.

*******************************

Ale u ciebie nic takiego się nie dzieje.

Nieprawda. Ostatnio podnieśli czynsz. Pytałam się, czy będziesz uczestniczył w utrzymaniu mieszkania. Miałeś dać znać do tygodnia.

Zapomniałem. Ta awantura.

Ale to dla mnie sprawa bardzo ważna, czy przyjdziesz sobie i posadzisz dupę na kanapie, czy weźmiesz się za dodatkową pracę i pomożesz. Dalej. W zeszły piątek pierwszy raz upiekłam dla ciebie szarlotkę. Bardzo się bałam, bo uczyła mnie tego kiedyś babcia. Uważałam to za największe wyzwanie kuchenne ostatniego roku w dziedzinie cukierniczej. Jak wyszło?

Aaa! Było coś takiego. Dobre.

Wspaniałe. Rewelacyjne. Imponujące. Połowę rozdałam. Mojej rodzinie, twojej rodzinie i sąsiadom. Jestem wielka. Wielka owacja na stojąco. Od wszystkich. Tylko twoje skromne dobre.

Nie wiedziałem, że to takie ważne.

Bo grałeś. Walczyłeś z jakimiś syberyjskimi niedźwiedziami.

Trzeba było powiedzieć.

Nie sądzisz chyba, że będę się ciebie o wszystko pytała. Czasem coś trzeba zrobić samemu.

***********************************

             Największą atrakcją pobytu był oczywiście... Borys. Pani Zyta dała Grażynie swego psa. Właściwie Borys został wyżebrany, ale koniec końców był tu z nimi. Wszelkie uwagi dotyczące wyższości życia w naturze czy warunkach miejskich były widoczne w oczach psa, a raczej jego ogonie. Radość, jaką sprawili mu młodzi ludzie, biorąc go na ten wyjazd, przekroczyła wyobrażalną przez człowieka skalę. Liczbą kilometrów, jakie zaliczył Borys, można by obdarzyć niejednego maratończyka. Na około kilometrowy spacer Grażyny, który zajmował jej piętnaście minut, przypadało kilkanaście okrążeń wokół niej, w ramach rozpoznania terenu, czyli trzy kilometry Borysa. Ponadto zaliczał kilkanaście wypadów w sam środek lasu, za potencjalnym niedźwiedziem lub dinozaurem, i dwa powroty do miejsca wyjścia, by uzupełnić płyny. W praktyce chodziło o wodę. Język Borysa, tak stwierdził Bogdan, w piątym, następnym pokoleniu miałby długość metra, co zbliżyłoby go do kameleona.

               W każdym razie ta trójka stworzeń idących przez las: on, ona i pies, była naocznym przykładem istnienia szczęścia.

Czytany 6368 razy Ostatnio zmieniany piątek, 12 lipiec 2019 13:13
Więcej w tej kategorii: « Opis książki