niedziela, 29 wrzesień 2019 07:52

List

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
LIST to monodram. Zawsze mnie intrygowało życie osób niepełnosprawnych i atmosfera wokół nich. Z czego czerpać radość życia? Dotyczy to nie tylko osób niepełnosprawnych, ale i rodzin tych osób. Fascynowała mnie determinacja rodzin i pełne przekonanie, że nie mogą narzekać na swoje życie, bo niczym się ono nie różni od innych. Ta pewność tego, że tak mają przedstawiać swoje życie, połączona ze zmęczonymi oczami, zawsze mi imponowała. To sztuka poświęcona właśnie im.

LIST

AKTOR WCHODZI Z LISTEM, KŁADZIE GO NA PODŁODZE

Nie pamiętam. Boże jak ja mało pamiętam? Kiedy on był w teatrze pierwszy raz? Pięć, siedem lata temu? Siadał z boku, a raczej przywozili go na wózku. Przymocowany dość mocno i ciasno. Za nim zawsze jakiś młody człowiek, dziewczyna czy chłopak, kontrolujący jego zachowanie. Nie ogląda się ze sceny publiczności, lecz on był zauważalny, ale tylko jako atrakcja. Przepraszam za siebie, za świat, za zabieganie, za naszą małość. Jakże często świat tylko postrzegamy, a nie próbujemy oceniać. Wyglądał dość nieciekawie. Wykonywał mnóstwo dziwacznych ruchów: głową, rękami, szyją, tułowiem. Szereg grymasów na twarzy. Dawniej takich ludzi zamykano w zakładach psychiatrycznych. Chwała lekarzom. Ile zwykła niewiedza rodzi zła. Pląsawica. Pląsawica, taka choroba. Fachowo: choroba układu nerwowego charakteryzująca się występowaniem ruchów mimowolnych i osłabieniem mięśni.

Ostatni wychodził z sali, nie lubił bitwy o płaszcze. Biegłem do domu: żona, dziecko. Kto by tam myślał o chłopcu na wózku? Psia kość, przecież ja już jestem stary, nie powinienem mieć wyrzutów sumienia. Kiedyś, to pamiętam, chciał mi dać kwiaty. Trzy razy mu wypadały, wreszcie mi je wręczył chłopak ze stowarzyszenia (to oni opiekowali się nim). Dał mi jeszcze jakiś bohomaz, ale chyba go zgubiłem. Potem nagle nabrał pewności, dziękował mi za każdy występ na małej karteczce. Oto one. Z jednej strony „dziękuję” z drugiej kilka słów. O tu na przykład: „Dziękuję. Przyjemnie jest pisać dziękuję”. Druga: „Nauczyłem się krytykować. Drugi akt był beznadziejny, ale co z tego”. Trzecia: „Dlaczego ten aktor z wielkim nosem tak się go wstydzi? Przyjdzie czas, że zagracie Pinokia, albo Baśń o bocianie i zagra główną rolę”. Czwarta: „Dziękuję. Nareszcie rodzice mają do mnie pretensje, bo mówią, że za dużo się zajmuję teatrem. Świetne uczucie: krytyka. Jeszcze raz dziękuję”.

Wreszcie, 14 września, dwa lata temu, umówił się ze mną. Jak zwykle się spieszyłem. Naturalnie, oczywiście, tak, ależ jak najbardziej, jakżeby inaczej – bogate słownictwo zaprezentowałem. Tłumaczyła młoda, ładna dziewczyna. Mówiła coś o tym, że Damian (to jego imię) bardzo mnie szanuje i też chciałby tworzyć. Od czasu, gdy nauczył się porozumiewać przez komputer jest naprawdę szczęśliwy. Chciałby prosić o pomoc, bo pisze wiersze, krótkie anegdoty i ma nadzieję na to, że je kiedyś usłyszy w wykonaniu prawdziwego aktora. Jeśli wyrażę zgodę, to przyniesie wszystko co wartościowe. „Ależ jak najbardziej” – powiedziałem. Mieliśmy się spotkać za miesiąc, niestety do tego nie doszło. Kolega Damiana przyniósł mi list, o ten, i powiedział, ze jego stan zdrowia się znacznie pogorszył. Przeleciałem list wzrokiem, włożyłem do biurka i zapomniałem. Tydzień temu byłem na jego pogrzebie. Ojciec jego mówił, że jeszcze przed śmiercią cieszył się, że już niedługo prawdziwy aktor wykona kilka jego utworów. Przytaknąłem. Odnalazłem list i zdębiałem, po jego powtórnym czytaniu. Jak pobieżnie czasem żyjemy. List, który zawiera tyle treści, przenikliwości, fascynacji odebrałem za pierwszym razem jako nieporadny, infantylny wyraz aprobaty teatromana. Damianie!!! Spełniam moją obietnicę. Nie dla spokoju sumienia, nie ze zwykłej uczciwości, ale z pełną chęcią i przekonaniem, że list twój jest wart tego, by był upowszechniany na deskach wszystkich teatrów. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by widz ocenił mnie godnym jego wykonania.

AKTOR PODCHODZI DO KOPERTY I OTWIERA JĄ

Panie Grzegorzu

Czy Pan myślał o ubóstwie znaków pisarskich? Mogę napisać” „Panie... z kropką i czytać normalnie; Panie... z wykrzyknikiem i czytać mocno i wyraźnie; Panie... z trzema wykrzyknikami i czytać bardzo mocno, ale radośnie lub ze złością; Panie... w cudzysłowie i czytać ironicznie lub wyniośle”. I to koniec. A ja chciałbym to powiedzieć z wielką radością, nadzieją, wewnętrznym przekonaniem o mojej umiejętności tworzenia o tak.

Druk szeroki to wolne przemyślenie.

 

 

 

 

 

 

Druk wąski to przelatywanie tekstu, bo istota tekstu kryje się dalej.

 

 

 

 

 

Pisanie po kole ro radość pisania, forma tańca.

PANIE...

Duże litery to nadzieja.

PANIE...

Pogrubienie to pisanie z mocnym przekonaniem. Gdybym więc chciał napisać Panie... tak, by zostało to zrozumiane, wyglądałoby to tak

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Śmieszne i wydaje się bez sensu. Ileż go dodatkowej pracy do wykonania. Klawiatura w komputerze wielkości stołu weselnego. Do tego nauczyć się trzeba stylistyki uczuć w sposobie pisania. Panie... nic nie znaczy,

 

 

 

znaczy wszystko jednoznacznie.

Pisząc ten list nie potrafię oddać uczuć tkwiących we mnie w tej chwili. Stawiam litery banalnie, lecz tylko poprzez zespolenie się z moją duszą można je odczytać. Dziwne, ale ja sam nie wiem, jak ten list czytać głośno. Mam wrażenie, że każdy pisze inaczej, swoim wewnętrznym głosem i językiem. On istnieje, tylko jak go nagłośnić? Człowiek bez wyobraźni aktorskiej jest bezradny, Dlatego w panu moja ostatnia nadzieja. Tylko pan – aktor może nagłośnić moje twórcze wnętrze. Tylko pan może być pośrednikiem w transmisji z mego głosu pisanego na głos mówiony.

Normalni ludzie czytają listy cicho i to pozwala im zrozumieć siebie. Aby odtwarzać go publicznie trzeba całą treść i sens opracować reżysersko. Życzę miłej pracy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Chciałem przede wszystkim wyrazić zachwyt dotyczący człowieka. Dzieci, młodzież, dorośli są po prostu piękni. Uważam, że powinno powstać muzeum człowieka. Przychodziłoby się tam i oglądało siebie lub innych. Naturalnie nie można by było dotykać eksponatów, choć bardzo by się chciało. Dotykanie byłoby możliwe po zmianie ekspozycji. Proszę się pozwolić oglądać, choćby w tej chwili.

ŚWIATŁO NA WIDOWNIĘ, LUDZIE OGLĄDAJĄ SIEBIE I AKTORÓW, RACZEJ NIE OPUSZCZAMY MIEJSC, SPRAWA DO ROZWAŻENIA

Czyż nie jesteśmy piękni? A nawet osoby, których natura nie obdarzyła urodą są przynajmniej interesujący. Dlaczego wstydzimy się patrzeć na siebie? Dlaczego uważane to jest za afront? Dlaczego nie przypatrujemy się pięknu ludzkiej postaci? Dziwne.

I nagle, gdy przyswoimy sobie już w formie obrazu drugą osobę, zaczyna ona wykonywać przeróżne ruchy rękami, nogami, biodrami. Nazywamy to chodzeniem, bieganiem, dreptaniem. Sport dodatkowo wymusza na tym ludzkim ciele przeróżne dziwne łamańce. Ukoronowaniem ruchu, najpiękniejszą jego formą jest taniec.

IMPROWIZACJA RUCHU I TAŃCA, MOŻNA WCIĄGNĄĆ W TO PUBLICZNOŚĆ

Osobiście uważam, że powinno powstać muzeum ruchu, gdzie ludzie spotykaliby się i oglądali swój i innych ruch, jak może być fascynujący. Popatrzmy na dyskoteki. Człowiek, a człowiek w ruchu to dwie całkiem inne postacie. Tu malarski, stabilny; tu filmowy, aktywny. Czyż nie poruszamy się pięknie?

I nagle uświadamiamy sobie, że mamy głos. Głos, który poprzez wymyślony język umie przekazać nam stan naszych uczuć, śmieszyć, zaciekawiać, tłumaczyć. Głos, który sam przez siebie może być fenomenem, a którego ideałem są słowa poety w ustach aktora.

IMPROWIZACJA GŁOSU, MOŻE BYĆ WIERSZ

Naturalnie i głos powinien mieć swoje muzeum. Słuchać siebie i innych. Mówić wspólnie, radośnie. Jakie to ekscytujące? Jeśli ktoś myśli, że to koniec możliwości człowieka to jest w grubym błędzie, bo przecież istnieje śpiew, który w połączeniu z muzyką daje możliwości osiągnięcia najwyższego stadium człowieczeństwa. Muzyka to dziecko rytmu, a ten jest w każdym z nas. On to budzi nas do aktywności.

A gdy tak się stanie, że połączymy wszystkie te wspaniałości w krainie, w którą wybieramy się najchętniej – poznamy królestwo wyobraźni, czyli miejsce, gdzie poprzez niepojętą zdolność myślenia twórczego, spotykają się ludzie, by występować czy oglądać, jak te wszystkie ludzkie fenomeny scalają się. Wtedy stajemy się czymś nieopisanie wielkim – dobrymi władcami tego świata.

IMPROWIZACJA TWORZENIA

Wiem coś o tym, bo jestem człowiekiem bez wyglądu, bez głosu, bez ruchu, bez możliwości śpiewania. Jedyne co posiadam, a raczej z czego mogę korzystać to wyobraźnia. Wiele osób widzę w życiu. Ja, który najlepiej znam niedoskonałości ludzkiej urody i ekspresji. Widzę osoby skulone, wstydzące się siebie, swego ruchu, głosu, swej aktywności. Czasem uśmiech robi z człowieka zjawisko, kilka słów potrafi wstrząsnąć, zwykły ukłon wprowadzić w zachwyt. Jak niewiele potrzeba.

IMPROWIZACJA ROBIENIA Z LUDZI ZJAWISK

Wszystko to jest piękne, gdy jest naturalne. Każde sztuczne zachowanie, przesadne podkreślanie urody prowadzi do wypaczenia piękna człowieka. Dziewczyny w butach na koturnach, drepczące pokracznie. Chłopcy chodzący w postawie goryla. Sztuczny śmiech. Udawana uprzejmość. Nieskoordynowany taniec. Głos, mający budować autorytet, bez ciepła i empatii. Jak dalece życie współczesne wykrzywi wizerunek człowieka.

IMPROWIZACJA SZTUCZNOŚCI, MOŻNA JĄ POKAZYWAĆ PODCZAS TEKSTU

Zrozumienie siebie, posiadanie wiary w swój talent, to baza do rozwoju. Ach, gdybym tak miał takie możliwości to dniami i nocami ćwiczyłbym swe ciało i rozum, by być tym, kim być można. Teatr, do którego chodzę daje odpowiedź na moje pytania. Aktor najbardziej uczłowieczony zawód świata, bo on ćwiczy te swoje dary natury czy Boga, jak kto woli. Zazdroszczę Panu (bez zawiści) posiadania takiego zawodu. Dlaczego wy – aktorzy nie walczycie, by wprowadzić do szkół lekcji Aktorstwo. Ludzie muszą rozwijać swe umiejętności, talenty. To obowiązek wobec przyszłości. Nie można powiedzieć zostanę bankowcem, bo artysta to zawód dla biednych. Jak może oddziaływać na sumienia urzędnik, a jak poeta? Pieniądz buduje świat, a twórczość kształtuje sumienia. Dlaczego ten świat jest właśnie taki, nadmiernie rozbudowany.

Proszę by Pan, a Pan to potrafi, stanął na środku sceny i pokazał wszystkim, co można zrobić z człowieka. Ile siły może on przekazać.

POKAZ MOŻLIWOŚCI CZŁOWIEKA

Nie potrafię nic powiedzieć o słowie mówionym: jak je przekazać, uwydatnić, jak się nim bawić. Natomiast od czasu, gdy mogę poprzez komputer porozumiewać się, mam mnóstwo uwag dotyczących słowa pisanego. Odkrywam w sobie wielkie możliwości twórcze. Skąd one się biorą, gdy dotychczas się nie ujawniały. Stwierdzam, że zdecydowana większość pomysłów ginie w zarodku lub nie jest uruchamiana, bo nie ma, jak to nazywam, momentu odpału. Człowiek sam w sobie nie ma bodźca do działania. Musi zostać do tego zmuszony. To, co teraz napiszę to efekt eksperymentu jaki przeprowadziłem, a właściwie przeprowadzam.

Pusta głowa, nic, odpoczynek, lenistwo, cicha muzyka w oddali, stan bezmyślności zahaczającej o głupotę. Szukam bodźca. Jest – POT. Głowa nadal pusta. Hasło zaczyna się usadawiać w głowie, staje się wyzwaniem, wypełnia mnie całą masą pomysłów. Z bodźca POT staram się wycisnąć wszystko co twórcze w tym momencie.

FRASZKA

Uwielbiał zapach jej potu,

a ona – jego banknotów.

MYŚL

Strach wywołuje pocenie, dlatego niektórzy myślą, że jak się nie pocą to są odważni.

WIERSZ

Mam małe pudełko z zakrętką

po jakimś pokarmie dla kotów,

w którym zbieram – kolekcjonuję

z całego mojego życia kropelki potu.

Są tam oczywiście te z upałów

lekko mętne, to większość,

te ze szkolnych klasówek, ze skroni

i te wymieszane ze śliną,

gdy tuliłem w młodości dziewczynę.

Są też nocne, z dziecięcego strachu przed duchami,

sportowe, Boże, co za aromat,

i te powodowane chorobami.

Smutne, Mało ich teraz zbieram.

Strachu nie czuję, przy upałach

nigdzie się już nie wybieram.

Sport mnie nie pociąga,

Za złodziejem z lenistwa nie pobiegnę.

Tak żyję niepotliwie, bez emocji, gorzej

ZABAWA SŁOWEM

Potyczka potulnych potworów potwierdziła po trosze, potrzebę potępienia potencjalnego, potajemnego, potem potężnego, potamowania potworności potomstwa.

MONOLOG KROPLI POTU

Ciała, ciała. Dajcie mi choć trochę ciała! Nie znacie czegoś delikatnego? Pierwszy raz oblałam sobą małpę. Koszmar. Małpa, to za dużo powiedziane. Pawian. Żyć na pawianie. Przecież ten parszywiec jedną trzecią ciała ma gołą i właśnie to jest jego... no wiecie. Trzy miesiące. Wieczność. Wychodziłam mu tam, a on na mnie siadał. Kiedyś przeskoczyłam na zebrę. Trzeba mieć końskie zdrowie. Gdy rano pojawiałam się na czubku nosa, to pod koniec dnia, byłam na ogonie. Lata to jak głupie. Czułam się jak w więzieniu. Potem BEKNIĘCIE trzy dni w brzuchu brzuchu sępa. Wszyscy wiedzą, co to padlina z widzenia. Ja w tym byłam. Na szczęście nie mam zmysłu powonienia. Ale robaczek wychodzący ze źrenicy oka tej zebry, w kolorze zgniłej zieleni... Beee. Na szczęście przedostałam się na jego dziób i zeskoczyłam na jakąś Amerykankę. To było równie koszmarne. Jakieś Coty czy Max Factor. To zabija. Naprawdę! Ale, ale? Co to? Bezdomny. Nareszcie coś dla mnie. Ooo. Chodź tu kochanie. Bliżej. Weź na rączki tego kota, weź. Popatrz jaki ładny ładny pyszczek. Auć. Nie trzeba było zaraz głowy ukręcać. Najważniejsze, że jest mój. Cześć koleżanki! Ale tu tłok. Co mówicie? Jest trochę luzu pod lewą pachą? Idę. Cześć wam. DO PUBLICZNOŚCI Są jeszcze dobrzy ludzie.

PIOSENKA (rock end roll)

Rock, rock, rock, rock end roll /2x

Potem pachnie rock end roll/2x

Bo wtedy czujesz rocka moc,

kiedy masz mokry w tańcu nos

tak jak zdrowy husky pies.

Ou yes

Rock, rock, rock, rock end roll /2x

Potem pachnie rock end roll/2x

Kiedy się taniec liczy, a nie wiek,

gdy na twych plecach płynie słony ciek,

gdzie nawet mógłby pływać szprot

w twym River Pot.

TEATR

ANTY-HIGIENICZNY TEATR XXXII WIEKU „PERSPIRANT” PRZEDSTAWIA SZTUKĘ POD TYTUŁEM TRUDNE ŻYCIE

MLECZKO DO CZYSZCZENIA – Zsiadłem się.

KOŚĆ WC – Wyczytałam w naszej gazecie TAK, że ostatni hit na rynku to stolce o zapachu kwitnącej lewkonii.

DEZODORANT FE – A naukowcy udowodnili, że od czasu, gdy przy minimalnej nawet aktywności gruczołów potowych włącza się pachoalarm, ślimaki nie są najwolniejszymi zwierzętami świata.

MYDŁO – Oddajcie się sztuce, jak ja, nie narzekam na brak popytu. Można mnie rzeźbić.

MLECZKO DO CZYSZCZENIA – Koleżanki i koledzy! Widzę brud! Tam na stole. Zaczajmy się.

WSZYSCY – Nie!!!

MYDŁO – Popełniło samobójstwo.

DEZODORANT FE – Żeby wskoczyć do kanapki Jasia z nieumytą sałatą.

KOŚĆ WC – Z całą pewnością przerobi się na lewkonię.

A teraz przepraszam za śmiałość, ale chciałbym, by pan kiedyś powiedział wiersz, który mam zamiar napisać. Jest on we mnie i ja to czuję. Tylko się muszę nauczyć wydobyć go z siebie. Przepraszam jeśli będzie nieporadny i pokręcony, ale jest mój, własny, czyli taki jak ja. Przyślę go Panu osobno.

AKTOR BIERZE LUŹNĄ KARTKĘ Z WIERSZEM

Czemu to mój nierozedrgany świecie

kusisz mnie. Nieuczciwe to starcie.

Ja jeszcze czuję, że w każdym nowym lecie

nawet deszczowe dni będą coś warte.

Nie nęć mnie spokojem, dniami bez wichury,

precyzją pożegnań, podpisów i gestów.

Ja sam zawitam nad Styks, czy w chmury,

bo mam tu coś do zrobienia jeszcze.

Teraz wiem, że tworząc, jestem niczym

mag ogromny...

Tu wiersz się kończy. Jego opiekun mówił, że w szpitalu ciągle chciał komputera, by coś skończyć.

Cóż, ja wykonałem jego wolę. Trudno mi podsumować coś, czego nie jestem autorem. Mogę tylko żałować, że nie skończył tego wiersza i nie skończył swego życia.

Czytany 8457 razy

Najnowsze od Grzegorz Noras

Więcej w tej kategorii: « Aktor i poeta OSNO »