sobota, 12 październik 2019 13:46

Muszkieterowie po polsku

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Muszkieterowie po polsku to sztuka o historii i przypadkowości w jej tworzeniu. Jakże często bohaterowie przeszłości zaistnieli w sposób całkiem przypadkowy. Zakładamy, że postacie historyczne są podawane dzieciom i młodzieży w  sposób obiektywny. Dopiero mając pięćdziesiąt lat i więcej widzimy, jak wielką rolę ma tu przypadek. Jak mało ludzi wiedziałoby cokolwiek o Szymborskiej, gdyby nie Nagroda Nobla.  Przecież jej poezja byłaby takiej samej wartości, a jednak dopiero ta nagroda uzmysłowiła nam jej wielkość. A ilu wielkich twórców nie zaistnieje w encylkopedii czy w wikipedii? Nie obrażajmy się na to, ale miejmy świadomość, że tak działa świat.

MUSZKIETEROWIE PO POLSKU

PLAN BITWY

 

ATOS – A

PORTOS – P

ARAMIS – Ar

KNAJPA, TYPOWA, BARMAN, EWENTUALNIE PANIENKI PRZY BARZE

ATOS BAWI SIĘ SAM W WOJNĘ, BUTELKI SĄ ŻOŁNIERZAMI, KRÓTKA ETIUDA, UKŁADA PLAN BITWY

A – Jest. Wymyśliłem. Aramisie chodź! Rozegrasz ze mną bitwę.

Ar – Znowu?

A – Tak, przegrasz ją. To najlepszy plan jaki wymyśliłem.

Ar – Ale nie gramy jak ostatnio na butelki wina?

A – Na nie gram z Portosem, a on dziś stoczył bitwę z beczką piwa. Walczymy na krzesła. Każdy z nas ma pięć oddziałów. Ustawiamy je naprzeciw siebie. Ogromne pole przed nami. Ty jesteś białymi oddziałami, ja czarnymi, Ruszamy. KRZESŁA PRZESUWAJĄ SIĘ W PRZÓD Nabieramy rozpędu i nagle widzisz coś takiego. Oddziały 1, 2, 3 gnają wciąż do przodu, a 4 i 5 pędzi w bok. I co ty na to?

Ar – Pędzę dalej do przodu by otoczyć oddziały 1, 2, 3.

A – Świetnie, o to chodzi. Teraz mój ruch. Gdy zajmujecie się zniszczeniem tych oddziałów, moja 4 i 5 jest już na waszych tyłach.

Ar – Ale ja tu się nie mieszczę.

ROBI SIĘ ZAMIESZANIE, BO JEST ZA MAŁO MIEJSCA W KNAJPIE

A – I o to chodzi. Zbijacie się w kupę i zgniatacie moje odziały, przeszkadzając sobie nawzajem, a mój oddział 5 i 6 miażdży was od tyłu.

ATOS WYWRACA KRZESŁA ARAMISA

A – Wygrałem.

Ar – Z tych trzech oddziałów niewiele by zostało.

A – Mięso armatnie.

Ar – W tych bitwach na kufle zawsze jesteś niezłym strategiem.

A – A mam możliwość, by walczyć?

SIADA I WALI PIĘŚCIĄ W STÓŁ

A – Psia krew!

Ar – Co znowu?

A – Psia krew.

Ar – Znowu się zaczyna.

A – To ma być wojsko?! To ma być żołnierskie życie? Nie po to zostałem muszkieterem, by tu chlać piwsko i wino. Na diabła sztuka fechtunku? Na cholerę cały ten wojskowy rygor? Wojna na krzesła w gospodzie. Chcąc zostać muszkieterem myślałem o bitwach, potyczkach i wojnach. Miały być: spalone wsie, krew, krzyki dzieci, lament gwałconych i zabijanych kobiet. Zapach potu i palonych domów, smród butów i aromat pieczonego, kradzionego mięsa, zapach prochu i końskiego łajna, a rano ciepły oddech Portosa i perfuma wylewana na twój kapelusz Aramisie.

Ar – Ty masz marzenia.

A – A tu gówno! Siedzimy w tej gospodzie trzy miesiące i dwa dni. Dokładnie. I nic, końca nie widać.

P – Ja też nic nie widzę. Trzy miesiące i trzy dni.

A – Liczyłeś?

p – Nie, jak mnie chwyci, to piję równo miesiąc, a chwyciło mnie już 3 razy. Dziś przerwa. Niech się już coś zacznie. Nieważne czy wojna czy rozróba.

Ar – Za dużo pijesz.

A – Za dużo pijesz? Chlejesz jak świnia, ty beczko przesiąknięta piwskiem.

P – Jakbym cię widział, to bym cię sprał.

Ar – Atosie nie prowokuj Portosa. Dobrze wiesz jak to się kończy. Panu de Treville musi zapłacić WYCIĄGA RULON Z NOTATKAMI – za cztery ławy, osiem stołów, piętnaście obrazów, trzy skóry dzika...

A – Mam Portosa w...

Ar – Nie przeklinaj.

A – Nie przeklinaj, Tylko bez wyzwisk. Ta twoja kultura doprowadza mnie do szału. Dupa! Świńska pierdoła. Zdechła dżdżownica. Ciekawe jak ty nazywasz kulturalnie, no wiesz... uprawianie nierządu.

Ar – No cóż: cudzołóstwo, penetracja jaskini miłości, figliki.

A – Figliki? Kto w to uwierzy, że z powodu tych figlików można wrócić do domu tak ścioranym, jak ja wczoraj. Mówię ci, doprowadzasz mnie do szału tym twoim wygładzaniem, tuszowaniem, subtelnym językiem. Brudny sracz, a nie wychodek. Życie wojaka jest twarde i proste. Spać, żreć, walczyć.

Ar – Atosie. Mimo całego twego prymitywizmu, muszę stwierdzić, że bogactwo twego języka mnie zachwyca. Zauważ, że znam słowa powszechnie uważane za wulgarne, na przykład tyłek, ale ich nie używam. Natomiast ty, by mnie rozsierdzić...

A – Co?

Ar – Zdenerwować, używasz ich wszystkich i na dodatek wymyślasz dodatkowe. Tak więc, czekaj, notowałem już to gdzieś. WYJMUJE KARTKĘ – O tutaj: przedziałek, grochówkowy instrument, dupcia i pochodne (jest tego całe mnóstwo), Dolina Śmierdzi, muszlosiad, brzoskwinka bez futra, srulka, Babie Góry i jeszcze, jeszcze kałubryna.

A – Po co ty to piszesz? Twoja ręka ma trzymać szpadę, a nie pióro.

Ar – Dobrze mieć różne specjalności. Też wolałbym walczyć, ale cóż, wojny nie wywołam.

A – Ale zawsze możesz dać komuś po ryju.

ATOS PODCHODZI DO KLIENTA I WYCIĄGA SZPADĘ

A – Ty parszywy, angielski psie. KLIENT UCIEKA – I kogo tu posiekać?

Ar – Trzeba to robić tak.

ARAMIS PODCHODZI DO KLIENTA

Ar – Czy mogę milordzie wyzwać pana na pojedynek?

KLIENT OBLEWA ARAMISA WINEM

A – Ty parszywy, angielski psie. KLIENT UCIEKA – To było świetne. Po co ty przyszedłeś do wojska?

Ar – Honor, ojczyzna, obowiązek.

A – Dobra, dobra, ale tak poważnie.

Ar -Honor, ojczyzna, obowiązek.

A – Napij się do jasnej cholery i mów. ZMUSZA ARAMISA DO WYPICIA WINA – Zachowaj się choć raz jako mężczyzna i wal prosto z mostu, bo wleję tu w ciebie całą piwnicę tego świństwa.

Ar – Honor, ojczyzna, obowiązek, kobieta.

A – To rozumiem. Kobiety kochają muszkieterów.

Ar – Tak, jakże często kładła rękę lub głowę na ramieniu mówiąc: Jak cudownie by tu wyglądała gwiazdka, albo nawet parę. A ja, wiesz jak to umiem robić tę beznadziejnie idiotyczną minę, szeptałem: A będziesz mnie bardziej kochać, me Słońce Ardenów? Na co ona wychodziła, mrucząc coś pod nosem.

A – Powiedz, co tam mówiła?

Ar – Nic takiego.

A – Co?

Ar – Nic.

A – Może jeszcze kufelek?

Ar – Ach, tam takie, że nie jest żadnym słońcem, kruszyną, kwiatkiem, ale zdrową kobietą mającą swoje potrzeby i że czytała nawet książkę o...

A – Figlikach.

Ar – Zapiski w konfesjonale. Tę cześć o siódmym przykazaniu.

A – Nie znam, a ty czytałeś?

Ar – Nie, a propos konfesjonału, przed przyjściem do wojska, chciałem być...

A – Księdzem, wiadomo świetnie byś wyglądał.

IMPROWIZACJA ZACHOWANIA JAK KSIĄDZ

Ar- Rozgrzeszenie, modlenie, sen, przyjmowanie datków, Rozgrzeszenie, modlenie, sen, przyjmowanie datków...

A – Reakcja na głęboki dekolt.

Ar – Wtedy zdecydowałem – idę do wojska. Zginę i problem się sam rozsupła. Jak ma luba mnie zdradzi, zostanę księdzem, jak wytrzyma, ożenię się z nią.

A – Dama serca, damą, ale każdy szanujący się muszkieter ma kochankę. Ja mam trzy, a Portos... Portos! Ile masz kochanek?

P BUDZI SIĘ – Kochanek? Zaraz. Oficjalna Izabella to jedna. Siostry Curtain to trzy. Kucharka Maria (wagowo to właściwie dwie), potem Julia...

A – Portosie nie fantazjuj. Julia to kochanka wszystkich muszkieterów. Ona się nie liczy.

Ar – O, przepraszam, ja nie mam z nią nic wspólnego.

A+ P ŚMIECH

Ar – O co chodzi?

P – Pamiętasz obiad w lipcu, u pana Treville?

Ar – Nie za bardzo. To wino mnie dziwnie ścięło.

A – Więc nie pamiętasz, jak biegałeś po ogrodzie rycząc: Zrobię to tu, przy wszystkich, niech te pedały się ode mnie odczepią.

­Ar – Jezu, to nie był sen?

P – Na co wyszła Julia i stwierdziła: Ja też cię kocham. Splunęła, wzięła cię za rękę i wyszła.

A – A pamiętasz rano, jak mówiłeś: Czuję się jakby mnie przylgnęła moja klacz. Dziwny kac.

Ar – Boże wybacz.

P – Od tego czasu zostałeś wszak naszym prawdziwym druhem.

A – No i...

Ar – Co: No i...

A – No i stałeś się najbardziej popularnym muszkieterem na południu Paryża. Podobno, po każdym razie pytałeś publiczności, czy masz to powtórzyć. Osiem razy i to z Julią, to dobry wynik.

Ar – Boże wybacz.

A – Sami widzicie, że gadamy tylko o piciu, kochankach i kardynalskich gwardzistach.

P – Gdzie tu kardynalscy​? Upuściłbym tu trochę krwi tym łajdakom. Raz, dwa i koniec, albo nie powoli. Obciąć ucho, przebić ramię. Dobijać powoli. Niech wołają o pomoc kardynała: Richelieu, kardynale, umieram.

A – Spokojnie Portosie, nie czas na rozróby, tu nie chodzi o waśnie polityczne, czas na prawdziwą wojnę. Mogą to być Hiszpanie, Anglicy, Austriacy czy Niemcy. Iść w szyku, galopować, rżnąć wroga z okrzykiem Viva la France.

Ar – Niech żyje król. Honor, ojczyzna, obowiązek.

P – Wino.

A – A ty powinieneś pracować w winnicy i tam pić do oporu. Jak ty trafiłeś do wojska?

P – Ojciec był wojakiem, dziadek. Gdyby byli szewcami, byłbym szewcem.

A – Też pili?

P – Ojciec pił jak szewc.

A – A jednak miał coś z szewca.

P – Dziadek służył w polskim wojsku.

A – Gdzie jest Polska?

P – A skąd na mam wiedzieć. Wiem tylko, że wino tam parszywe.

Ar – A pradziadek był oficerem?

P – Aktorem. Kiedyś pomylił nabity muszkiet z rekwizytem. Strzelił sobie prosto między oczy, więc ojciec stwierdził, że aktorstwo to niebezpieczny fach.

Ar – To nie był żołnierzem?

P – Przedstawienie to odbyło się tuż przed wielką bitwą z Hiszpanami. Ojciec grał Francuza i miał taką kwestię: Ja za ojczyznę oddam tu swe życie, wy oddajcie je w boju. Żołnierze po wystrzale chwycili za broń i rozgromili hiszpańskie wojsko. Król uznał pradziadka za bohatera narodowego, a kardynał zrobił go świętym.

Ar – A to dlaczego nie lubisz kardynała?

P – Gdybyś całe życie słyszał: Twój pradziad był świętym, a ty?, Twój pradziad nie pił przynajmniej w piątek, a ty?

Ar – Ta nasza misja specjalna nie podoba mi się. Ile już czekamy Portosie?

P – Trzy miesiące i trzy dni.

Ar – I nic. Ale rozkaz, to rozkaz.

P – Szczerze mówiąc zapomniałem już hasła.

A – A trzeba powiedzieć, że tym razem jest wyjątkowo idiotyczne: Trzy piwa.

P – Dwa piwa.

A – Trzy piwa.

Ar – Dwa piwa, reszty nie trzeba.

P – Trzy.

A – Dwa.

Ar – Hasło nieważne. I tak każdy je wypowiada. Musimy przypomnieć sobie, jak to mówił pan de Treville?

A – Ten charakterystyczny ruch okiem i poza goryla.

P – Kadryla?

A – Goryla, małpy. Zobacz się w lustrze, po całonocnej pijatyce, to zrozumiesz.

P – Widziałem w Hiszpanii jak palono jakiegoś człowieka. Darł się wniebogłosy, że wszyscy pochodzimy od małpy, a szczególnie blisko ich jest ten co go podpalał. Człowiek był półnagi, brudny i owłosiony. Zaczął tańczyć wokół stosu, o tak.

PORTOS TAŃCZY JAK MAŁPA

Ar – Dobrze się czujesz Portosie?

PORTOS DOCHODZI DO SIEBIE

P – A skwierczał apetycznie.

A – Zamknij się już. Znamy już wszystkich kaprawych w Paryżu.

P – Garbatych i owłosionych. Do tego te speluny.

A – A może by tak Brigitte?

P – Kochanie? Trzech przystojnych muszkieterów. Co ty na to?

PODCHODZI BRIGITTE I SIADA NA KOLANACH ATOSA

B – Pieszczoszku, masz problem?

A – Gdzie te czasy, gdy o kobietę się walczyło? Kiedy się rozsadzało kolubryny, broniło ich honoru, czekało na ślub, aż się wojna skończy. Gdzie te czasy romantycznych liścików i wierszy, serenad pod balkonem, wieczorów przy świecach. Teraz ci usiądzie i zaraz pieszczoszku. A gdzie tu mój rycerzu, panie mego serca, moja miłości, luby, zapijaczony oblubieńcu – to do Portosa. No gdzie?

B – O rany, już dobrze. ZMIENIA TEMBR GŁOSU Jak waść możesz tak obcesowo kochanie? Może ktoś stanie w obronie słabej kobiety?

WSZYSCY – Uuuuuu.

B – Czy nie ma tu prawdziwych mężczyzn?

WSZYSCY – Uuuuuu.

B – To czego ty chcesz do cholery?

A – Naturalności.

B – Przecież byłam naturalna na początku.

A – Ale trochę gry.

B – Przecież grałam.

A – Wszystkiego muszę was uczyć.

ETIUDA O ZAKOCHANYCH

ONA W WOALCE, ON W KAPTURZE

PIERWSZE SPOTKANIE, PRZYTULAJĄ SIĘ

PRÓBUJĄ SIĘ NAWZAJEM PODEJRZEĆ, BO SIĘ NIE WIDZIELI JESZCZE

SŁYCHAĆ ODGŁOS BĘBNA, ON ODCHODZI NA WOJNĘ, CHCE JĄ POCAŁOWAĆ, ALE MOŻE TYLKO TO ZROBIĆ W RĘKĘ

A – I wychodzę. Potem będę cię szukał, jak wrócę z wojny. Do tego mówisz: Nie, a drżysz na całym ciele. Czy to takie trudne zagrać zakochaną kobietę?

B – A jak pewność, że pod kapturem nie krył się jakiś brzydal, albo staruch?

A – Miłość znajdzie swoje ścieżki.

Ar – Nie wiem czego ty wymagasz od naszej Brigitte, bo o ile cię znam to w ciągu pierwszych trzech minut, każdą kobietę klepiesz dwa razy po tyłku, a potem rzucasz tekst typu: Po tych sześciu piwach wyglądasz jak królowa, a kończysz podryw głośnym beknięciem.

A – To takie żarty'

Ar – Albo to: Całuj mnie do rana, w ciemności wytrzymam wszystko.

A – Ty to notujesz?

B – Zapisz jeszcze to: Wiesz, to nieprawda, że cię nie lubię. Podoba mi się twoje imię – Brigitte. Chciałbym je czasem czule wymawiać (jak w tych idiotycznych książkach, które czytasz) Brigitte. Ale ta świadomość, że po wypowiedzeniu tych słów pojawisz się ty, z tym twoim „pieszczoszku”, odrzuca mnie. Wybacz Brigitte.

Ar – Czy to prawda?

A – Tak bardzo lubię imię Brigitte.

WCHODZI D'ARTAGNAN

D – Cztery piwa.

PODCHODZI DO MUSZKIETERÓW I ZNACZĄCO MRUGA OKIEM

D – Cztery piwa albo dwa. Może być też trzy, ale piwa na pewno.

P – Stawiasz młody człowieku?

D – Nie, nie, nie, nie, nie. To takie jest, jakby to powiedzieć, specjalne ustawienie słów, które...

Ar – To on.

A – O Boże. Świętoszek, pijak i teraz idiota.

D – Kto znów mnie nazwał idiotą? Jak ja tego nie lubię.

A – Ja, ale to tak dla żartu.

D – Dla żartu. Panowie nie pamiętają co przewiduje etykieta?

A – A co powiesz na to: Najlepsze piwo podają na placu Pigalle.

D – Że wyzywam cię na pojedynek. Znajdźmy tylko ubitą ziemię.

Ar – Młody człowieku to odzew.

D – A to z wami miałem się spotkać? Popatrzcie jak nam sprawnie poszło.

P – Trochę się spóźniłeś. Chyba ze trzy miesiące.

D – Jak to, tu mam napisane 9.9.

ZDEJMUJE PŁASZCZ I POKAZUJE NA BRZUCHU NAPIS 9.9

P – To ma być tak czytane 6.6.

D – A ja tu widzę, dwie dziewiątki.

P – Bo to do góry nogami.

D – To jak to mam przeczytać? ROBI WYGIBASY

A – Jak będziesz miał taki brzuch jak Portos, to dasz radę, matole.

D – O nie, idioto jeszcze zniosę, ale matole nigdy.

WALKA ATOSA I D'ARTAGNANA, ZAKOŃCZONA KOMPROMITACJĄ TEGO DRUGIEGO

A – I ty chcesz zostać muszkieterem?

D – Znam pana de Treville.

A – Protegowany, żygać mi się chce na widok takich.

P – Umiesz pić?

D – Pytanie.

P – A karty?

D – Rozdanko?

GRA W KARTY, POKER, D'ARTAGNAN MA SKŁONNOŚCI DO ŚLINIENIE PALCÓW, PODCZAS GRY WYMAWIA ZAKLĘCIA, W TLE MUZYKA, D'ARTAGNAN WYGRYWA

P – Może coś wypijemy?

D – W tym też jestem dobry.

P – Pij i nie gadaj tyle.

D – Pokażę wam mój najnowszy sposób picia, stosowany, gdy nie masz naczynia.

PIJE ZE SZKŁA Z LAMPY NAFTOWEJ

A – Czy ty coś potrafisz dobrze zrobić?

D – Wszystko co na pe: picie, pokerek, pojedynek, panienki.

A – A to ciekawe, jak ty je podrywasz?

IMPROWIZACJA PODRYWANIA

1. PODRYWA DŁUGOWŁOSĄ DZIEWCZYNĘ, KTÓRA OKAZUJE SIĘ MĘŻCZYZNĄ.

2. WKŁADA DO UST WAFELEK I CHODZI PO KNAJPIE, BY KTÓRAŚ UGRYZŁA GO Z DRUGIEJ STRONY, W KOŃCU WYJMUJE MU Z UST ATOS I ZJADA.

3. WKŁADA DWA WAFELKI DO UST, ROBIĄC JAKBY DZIÓB, BRIGITTE WKŁADA MU MIEDZY WAFELKI SZPROTKĘ I WCISKA MU WSZYSTKO DO UST.

D – Coś tu dziewczyny oporne. Wróćmy jednak do naszej akcji.

Ar – Ciszej.

D – Atrakcji. CHODZI MIĘDZY STOLIKAMI I POWTARZA – Atrakcji oczywiście. Atrakcji miałem powiedzieć. WRACA DO MUSZKIETERÓW – Dziękuję Atosie.

Ar – To jest Atos, ja jestem Aramis, a to jest Portos.

D – Czołem.

WITAJĄ SIĘ

Ar – Teraz powiedz szczegóły na temat akcji.

D – Słuchajcie. Lord Buckingham ma dwanaście spinek, czyli dziesięć, bo dwie już są w Paryżu, jak łatwo policzyć. Ale teraz jest ich czternaście, bo te dwie skradzione zostały podrobione, czyli z tych dwunastu dwie ubyły, ale dwie przybyły, bo co prawda nie możemy ich liczyć, w końcu falsyfikaty, to trzeba to zrobić. Czyli z pierwszych dwunastu, zostało dziesięć, ale po doliczeniu tych dwóch dorobionych znów jest dwanaście. Tylko, że te dwie skradzione gdzieś są i może się zdarzyć, że ktoś je zwróci i będzie czternaście zamiast dwunastu, albo dwanaście zamiast dziesięciu, chyba, że ktoś je zgubi, albo znów ktoś skradnie dwie, i wtedy będzie tak, że te dwie skradzione z tych dwunastu już z dorobionymi dadzą dwanaście, ale te dwie mogą się znaleźć i będzie czternaście i będzie kłopot. W każdym razie trzeba przewieźć 12 spinek z Londynu.

CISZA

Ar – Zaraz, powoli. Najpierw było...

D – Dwanaście złotych spinek.

Ar – Ukradziono?

D – Dwie.

Ar – Czyli jest?

D – Dwanaście, bo dwie podrobiono

Ar – Ale te dwie skradzione nie wyparowały?

P – Mógłbyś to jakoś obrazowo pokazać?

ETIUDA Z 12 JABŁKAMI

D – Wszystko jasne? Mam tu cztery konie i 300 pistoli. Ruszamy.

Ar – Spokojnie, chwileczkę. Jadąc w ósemkę ze służącymi, dość łatwo nas będzie dostrzec.

P – Lepiej, by nie budzić podejrzeń i zrobić tak. Ja wyruszę pierwszy drogą do Boulogne, by zbadać teren. Atos wyjedzie dwie godziny później, traktem do Amies, Aramis uda się za nami w kierunku na Noyon. D'artagnan pojedzie drogą, którą zechce.

D – Wspaniale. Przebiorę się za ryczącego jelenia, mam taki kostium.

A – W takim przebraniu w Calais byłbyś za tydzień, jeśliby cię nie ustrzelili.

D – W każdym razie mam list, który trzeba oddać do rąk lorda Buckinghama i musimy go dostarczyć.

Ar – Plan Portosa wydaje się rozsądny. Chodźmy do naszych kwater, przygotować się do podróży. D'Artagnan! Czekaj tu na nas. Wyruszamy przed świtem.

P – Niech list weźmie Atos.

D – A gdybym się przebrał, za handlarza padliną? Wtedy nikt by mnie nie zatrzymał.

Ar – Idź, kup sobie wino.

D – Żartowałem. Nie domyśliłeś się? Ale wino, co mi tam, kupię.

A – Słuchajcie. Przebiorę się za służącego, a on w mój mundur. Na tego pajaca POKAZUJE D'ARTAGANA – nie ma co liczyć. Portosie, po dwóch godzinach jazdy zawróć (upewniwszy się, czy nikt nas nie szpieguje) i asekuruj mnie z dużej odległości. W Amies, tam będziemy spać, musisz do nas Aramisie dotrzeć. Tam uzgodnimy dalszy plan.

Ar – A co z D'Artagnanem?

P – Zostawmy go w rękach Boga.

Ar – Przygotuję dokładny plan podróży, przystanki, gospody i czas przejazdu.

P – Ja się dowiem, czy kardynał wie coś o naszej podróży.

A – Ja wezmę prowiant, przyniosę zamienne ubranie i przygotuję broń.

D PODCHODZI – Ja was nauczę kukać i hukać. To będzie nasz kod do sygnalizacji.

A – Ruszajmy.

****************

WCHODZĄ A, Ar, P , ATOS MA RĘKĘ I NOGĘ ZABANDAŻOWANĄ

Ar – Co co się stało?

A – Napadło na mnie czterech pijanych żołnierzy, obok mojego domu. Bez powodu. Mówię im, by się odczepili, a oni od razu do szpad. Mam dziwne uczucie, że to nie był przypadek. Wyraźnie udawali pijanych, w końcu sam wiem jak się zachowuje pijany żołnierz. Nie wiem, czy to nie była zasadzka.

Ar – Dlaczego tak myślisz?

A – Praktyka. Jak jesteś po beczce piwa, to jak szukasz zaczepki?

P – Mówię: Będę musiał z ciebie zrobić rzeszoto.

A – Ale nie aż tak pijany.

P – Postaw butelkę żołnierzowi.

A – Trochę mocniej.

P – Albo mi postawisz, albo zrobię z ciebie rzeszoto.

Ar – Co dalej z tobą Atosie, nie czas na błaznowanie.

A – Tylko chwilę. Jak ja chcę komuś dać w gębę, to odstawiam wino, o tak, i mówię: Rozpłaszczyć twoją fizjonomię? Oni zaś podbiegli i ryczą: Jeśliś Atos, to chcesz pewnie po gębie. Powiedzieli to tak ładniutko jak Aramis i popędzili po wino.

P – I co się stało?

A – Było ich czterech, jak mówiłem. Dwóch położyłem na miejscu, a tamci uciekli, ale zdążyli mnie ranić i to porządnie. Dwa tygodnie bez broni. To minimum. Noga krwawi. To nie był przypadek, mówię wam. Jak ja nie lubię tylko marzyć o czyszczeniu szpady jelitami gwardzistów. A co z wami?

Ar – Zaraz po wyjściu stąd, poszło za mną trzech żebraków. Biegli dość żwawo jak na garb, braku oczu u drugiego i nogi u trzeciego. Potem dołączyło do nich dwóch gwardzistów, czterech kupców i wreszcie nasza Julia, przebrana na damę ulicy.

P – Znaczy bez przebrania.

Ar – Chyba jej zawdzięczam życie.

P – A co z nimi zrobiła?

Ar – Nie wiem, ale wszyscy krzyczeli tylko: Wina!

P – To grała w BUZIAKA.

Ar – Na czym to polega?

P – Grasz w kości. Jak wygrywasz to możesz dostać butelkę wina, albo buziaczka Julii.

A – Każdy wybiera wino?

P – Jak wygra Julia, to zamawia buziaczka. Krzyczysz więc do barmana: Wina, bo na trzeźwo się nie da. Po wypiciu chcesz się wywiązać z honorowej przegranej, patrzysz w głębię, ukrytą w jej oczach i ponawiasz:Wina, po czym Julia bierze cię w objęcia i daje buziaka, a reszta towarzystwa się otrząsa i zamawia nową kolejkę.

A – Po trzech kolejkach wszyscy są tak pijani, że Julia kontroluje sytuację.

Ar – A skąd ma pieniądze?

P – Od pana Treville za skuteczne wyłapywanie fałszywych ślepców. Ale mów co dalej?

Ar – Wszedłem do domu, a oni czekali na mnie. Znacie moje sekretne drzwi? Wybiegłem z Bazinem do Portosa, bo mieszka najbliżej, ale go nie było, tylko był jego Mousqueton. W końcu kazałem się przebrać służącym w nasze mundury i ruszyć w takim przebraniu. Wróciłem tylnymi drzwiami do domu i oficjalnie jako Bazin przybyłem tutaj. Byli tak zaskoczeni moim szybkim przybyciem, że nie zdążyli mnie zaczepić. Dlaczego cię nie było Portosie?

P – A nic takiego.

A + Ar – Portosie!

P – Dobrze. Przechodząc obok oberży POPULARNA wstąpiłem na jedno piwo, czasu w końcu trochę jeszcze miałem, a tam siedzi kilka osób i gra w karty.

Ar – Co przegrałeś?

P – Te 75 pistoli, którymi się podzieliliśmy i konia.

Ar – Nieźle.

P – Potem chciałem zagrać o konia Atosa...

A – Co? Trzymajcie mnie! Nie, nie zastrzelę cię, za szybko byś umierał.

P – Ale innymi kartami. Nie chcieli mnie i wyrzucili za drzwi. Poszedłem do pana de Treville, by mi coś pożyczył, a on powiedział, byśmy uważali, bo gwardziści kardynała, tfu, zostali postawieni na nogi i penetrują cały Paryż. Proponował odwołać akcję. Dał też listę oberż, w których się możemy bezpiecznie zatrzymać. Podobno mamy specjalną obstawę od kardynała. Przychodząc tu zabiłem chyba z trzech, ale drugie tyle doszło tu za mną.

Ar PODCHODZI DO OKNA, WCHODZI D'ARTAGNON

Ar – Ale tam tłok.

D – Wiecie nie wiedziałem, że gwardziści wchodzą do oberży od tyłu, widziałem ich tam z sześciu.

Ar – Co tam robiłeś?

D – Stare przyzwyczajenie, by wychodzić z knajpy tyłem i nie płacić.

P – Zatrzymali cię?

D – Nie, bo byłem w stroju księdza. O!

ZDEJMUJE PŁASZCZ

D – Tak pojadę do Calais.

A – Wiecie, że to się może udać?

Ar – Bazin i Mousqueton są już w drodze. Może w trójkę sobie poradzą? My zostaniemy tutaj, a oni spróbują dotrzeć do Londynu.

D Ruszam. Adieu. WYBIEGA

A – Ale zaczekaj, nie znasz planu.

Ar – Zostaw, zaraz wróci.

D WRACA – A jaki jest plan?

Ar – Jedziesz do Amies, tam spotykasz się z naszymi służącymi i jedziesz z nimi do Londynu.

A – Tu masz list.

P – Powodzenia.

D – Przyjaciele, kocham was i nie zawiodę, nigdy. Niech żyje nasza przyjaźń. Ruszam ku chwale króla i jego muszkieterów. ŚPIEWA

Do oberży Pod Złotą Liliją

zaglądnij, by do Londynu dotrzeć.

Tam czeka przygód moc

Co noc, co noc, co noc.

D – Mogę czuć się muszkieterem?

A – Jak wypełnisz zadanie.

D – Hej, ruszać już czas, Boże spraw, bym wyglądał i czuł jak ksiądz. Dajcie jakieś drobne na podróż. Pan z wami. WYBIEGA

P – Jak on dotrze do Londynu to się opiję, zresztą jak nie dotrze, to też.

A – Rośnie nam nowy bohater narodowy.

Ar – Pomyślcie. Wystarczy, by D'Artagnon, miał odrobinę szczęścia i nim zostanie. Cały plan ułożyliśmy my. Pomagają mu nasi służący. My też blokujemy kardynalskich gwardzistów, przez co może się czuć bezpieczny.

P – Pan de Treville wskazuje mu zaufanych oberżystów.

A – Tak. Szczęście, umiejętność jazdy na koniu i już jesteś bohaterem.

Ar – Jeszcze szaty księdza.

P – Kościół też ma w tym jakiś udział.

A – Nie, to niehonorowe, Ruszajmy.

Ar – Uspokój się. Jesteśmy otoczeni. Przy dużej dozie szczęścia zginie jeden z nas, drugiego złapią, a trzeci ucieknie. Czy to warto? Pytam się, czy to warto? Może zginiesz ty Portosie. Może ty? Myślisz, ze wyglądał by ładnie gwardzista trzymający przy twoim gardle szpadę i mówiący: Na to czekałem tyle lat. Czy to warto? Ja nie potrafię was, ani siebie poświęcić. Zresztą po co? Za przelotny romans, zalotny uśmiech królowej?

P – Jednym słowem bezczynność. Nigdy nie myślałem, że to czasem jest praca. Ale w tej bezczynności można spożywać wino i piwo.

A – Tworzymy bohatera, czy wy tego nie rozumiecie? Bohatera! Naszym kosztem. Ja chcę walczyć, a nie politykować. To twoje przeklęte: honor, ojczyzna, obowiązek. Ja chcę posiekać te gwardyjskie kukły, wypruwać flaki zdrajców, tłuc bandziorów, ale przede wszystkim walczyć, walczyć i walczyć. Potem dopiero łupić, niszczyć i gwałcić. Precz z przypadkowymi bohaterami: Znam pana de Treville. Za dziesięć lat okaże się, że sam zabił dwudziestu gwardzistów i że my uczyliśmy się od niego fechtunku.

P – Pracujmy intensywniej, każdy po całej butelce, a nawet po dwie.

Ar – Pewnie sam zajmie stanowisko pan de Treville.

P – Albo króla.

Ar – Urośnie mu brzuch, a przeszłość przerodzi się w niewyobrażalną balladę o męstwie, honorze, cierpieniach, napompowanych idiotyzmem, bufonadą i karierowiczostwem.

P – To zależy jeszcze od kronikarza.

A – Nie martw się, to kronikarz szuka dla siebie historii, a nie historia kronikarza. Znajdzie nasz D'Artagnon takiego, i to nie jednego, obiektywnego pochlebcę w piórze. O, kretynizmy nigdy nie znikną.

Ar – Ja myślę, że D'Artagnon niekoniecznie chce być wielki. To się dzieje poza nim. Jego głupota (nieświadoma), tylko mu pomaga. To my wiemy, że on może zostać herosem, on się o tym dowie potem. I oczywiście w to uwierzy.

P – Zmieńmy temat. Za Francję! Słyszałem Aramisie, że wybierasz się do zakonu.

Ar – Już niedługo.

A – Idź, jest tam bardzo ładnie: czysto, męskie towarzystwo, brak konkretnej pracy. My tu będziemy z paniami się męczyć, o wolność walczyć z wrogiem, a ty cichutko, boso, w kapturze – umartwiać się będziesz.

P – Już nie będziesz, jak teraz, składał rąk i mówił: Życie z wami, to radość z bytu, to esencja istnienia, to świadomość, że żyję pełną piersią.

PORTOS NAJPIERW MA RĘCE ZŁOŻONE TYLKO PALCAMI, A POTEM PRZECHODZI DO KLASYCZNEGO ZŁOŻENIA RĄK

A – Życie pokutne, esencja w modlitwie, świadomość zakazana, piersi tylko męskie.

Ar – Ale ja z powołania.

A – Biskupa?

Ar – Szanujmy naszą odrębność Piszę już rozprawę wymagającą przy egzaminie poprzedzającym święcenia.

A – Święcenia?

Ar – Tak, mam wspaniały temat, pełen nieograniczonych możliwości. Uwielbiam się w niego zagłębiać i rozkoszować się jego sednem.

P – Też masz swoje rozkosze. Jaki to temat?

Ar – Trzeba dwóch rąk kapłanom posiadającym niższe święcenia, kiedy udzielają błogosławieństwa. Prawda, że cudowny temat?

A – Powiedzmy. Nie wystarczy jedna?

Ar – W ewangelii pisze: Połóżcie ręce, a nie Połóż rękę.

ETIUDA ŚWIĘCENIE

A – Czy ty nie dyrygujesz? Trudne jest tworzenie bohatera. Tam dzieje się coś ważnego, a my tu siedzimy i wymachujemy łapami.

Ar – Co zrobić? Też bym wolał wymachiwać szpadą.

P – Przestańcie marudzić. Przecież mamy tu wszystko: wino, żarcie, dziewczyny. Rozgrywamy wielką bitwę, ale po cichutku. Czy nie możecie się czuć szczęśliwi. Niech was jasna cholera.

Ar – Portosie! Tu chodzi o taką wewnętrzną uczciwość: robić coś, działać, a nie siedzieć bezczynnie. Niby masz rację, ale to nie wystarcza. Gdy idziesz lasem i zobaczysz jak kilku żołnierzy gwałci wieśniaczkę (a sam jesteś ze wsi), to co z tego, że rozsądek mówi: czmychaj. Uczciwość każe ci krzyczeć i jej bronić.

A – Takie gdybanie. Chodzi o to, że D'Artagnon jest idiotą i nie można siedzieć spokojnie. Brigitte! Chodź do nas. Pociesz nasze wojskowe dusze.

B – Ciekawe jak? Intelektualne rozmowy z Aramisem nudzą mnie, tak jak i was. Portosowi tak śmierdzi z ust, jeśli tak można powiedzieć o jego otworze gębowym służącym do wchłaniania piwska, że kwiaty usychają w pobliżu. Z Atosem nigdy nie wiadomo co palnie, by mnie obrazić.

A – Nie rób ze mnie prymitywnego kobieciarza. Zrozum, że kobieta to dla mnie nie tylko źródło przyjemności, ale szlachetny przeciwnik, z którym mogę się potykać nie tylko w łożu, ale i salonie na słowa.

B – Tak, tylko tych przegranych bitew w łożu nikt nie widzi. W innych zaś, gdy już przegrywasz używasz zwykłej, chamskiej siły. Dlatego to tak lubisz się z nami, jak to ładnie nazywasz, potykać.

A – Jak ci przyłożę, to się nauczysz mówić z pokorą.

Ar – Atosie!

A – Że też nie wymyślono milczących bab.

P – Przegranych bitew w łożu, ciekawy cytat?

A – Cóż się czepiasz. Jedna z sióstr Curtain mówiła, jak to z tobą bywa.

P – Uważaj!

A – Jak to po wieczorach z tobą, musi się spowiadać tylko z obżarstwa.

P – Która to?

A – Nie wiem, ja z nimi nie sypiam, bo mam poczucie estetyki.

P – Słuchaj, gdyby nie to, że akurat teraz odpowiedzialnie pracuję, to dałbym ci w pysk.

Ar – Cisza, siadać.

B – Chętnie zgrzeszyłabym obżarstwem Portosie.

P – Najpierw mówisz o więdnących kwiatkach, teraz o żarciu. Ja mam swoje kobiety.

Ar – Czy nadejdą takie czasy, gdy kobieta i mężczyzna usiądą wspólnie przy stole, bez najeżania się?

A – Ty cholerny idealisto! Brigitte. Powiedz Aramisowi coś, by nie myślał, że jest taki romantyczny.

BRIGITTE SIADA NA KOLANACH ARAMISA

Ar – Aramisie, ty jesteś całym złem. Ty stwarzasz złudzenia lepszego życia, ty próbujesz tworzyć miraże. Gdybym ci wierzyła, musiałabym się całkiem zmienić. Stać się damą dworu, przymilać się królowej, wejść w to całe dworskie bagno. Nie chcę tego! To nic, że Atos da mi w twarz, ale nie każe mi kłamać, brać pieniądzy za szpiegostwo. Nie każe budować przyszłości na złudzeniach. Ty idiotyczny idealisto. Kretynie! Nienawidzę cię, za tę twoją mądrość. Czy ty nie wiesz, że ta epoka, nie jest dla kobiet? Jeszcze nie. Nie próbuj mi wmawiać, że to nieprawda. Atosie, kochałabym cię całym sercem, ale bronię się przed tym. Nie chcę kochać, bo nie chcę cierpieć. A ty nie zgrywaj twardziela, bo i tak wiem, że jesteś bardziej romantyczny od tego pieprzonego filozofa: Trzeba dwóch rąk kapłanom posiadającym niższe święcenia. Święćcie brzuchem, bo to wasza najokazalsza część.

A – Portos do świeceń.

P – Będę trzymał ten zawód w rezerwie.

Ar – Nie bluźnijcie.

ARAMIS TWORZY NASTRÓJ, SPRZĄTA KUFLE, ZAPALA ŚWIECE

Ar – Po co te głupie rozmowy, prymitywne zaczepki, bezsensowne obrażanie się. Nie przerywajcie mi teraz, chociaż raz! Jeśli chcecie być godni mej przyjaźni to proszę milczeć. Od dzieciństwa wtłaczano mi go głowy trzy słowa – symbole: honor, ojczyzna, obowiązek. Nie myślałem nigdy co one znaczą, to nie było ważne. Miałem je wpisane w moją duszę, głęboko i wciąż są częścią mnie. Wyryte na zawsze: honor, ojczyzna, obowiązek. Nigdy nie sądziłem, że to się zmieni, lecz pojawiła się ona. Czyste piękno, ona, ani słowo, ani wartość, ani symbol.. Tylko czyste piękno, odbierane wszystkimi zmysłami. Jakiś opar, kawał ciała i niewidzialne nic, które jest wszystkim. Ona. I nie było już honoru, ojczyzny, obowiązku. Trzy długie miesiące byłem z nią. Zdecydowałem. Odrzuciłem wszystko, czym byłem wypełniony. Znów zostały honor, ojczyzna, obowiązek. Wojsko – to mój wybór. Wartości przede wszystkim. Służyć narodowi. Tak było na początku, teraz już wojsko widzę inaczej. Mieć mądrego władcę, silne państwo, to nasz cel. Czy można kochać, skoro w ojczyźnie tyle się dzieje? Honor Francuza przede wszystkim. Nasz kraj miał wielkich ludzi i bohaterów. Nasze pokolenie też ich musi mieć. Będziemy nimi my, albo ich stworzymy. Miłość może poczekać. Ja cierpię widząc was. Brigitte nie osądzaj mnie aż tak źle. Pozwól mi marzyć, skoro ty się boisz. SIADA

A – Nie potrafię tak myśleć jak ty. Ja chcę działać, coś robić. Jak nudna jest bezczynność. Ona wywraca normalność. Moi rodzice mają winnicę, też je mogłem mieć. Spędzać życie spokojne, otoczony gromadką dzieci przy bogobojnej żonie. I co? Patrzeć jak co roku rosną winorośle? Rozmowy typu:

– Panie Duval, jak zbiory u pana?

– Dziękuję, mam grona jak jaja.

– Ho, ho, a ja znalazłem kiść z siedemdziesięciu pięcioma gronami.

– Ojejku, jejku, niesamowite. U mnie się w winnicy ocieliła krowa.

– A w mojej świnia porzuciła prosiaka.

Doprawdy?

Czujecie to? Co może zrobić taki ktoś jak ja w takich warunkach? Pić, łajdaczyć się, klepać to pośladkach służbę. Myśleć o takich kompanach jak wy. Prowadzić te rozmowy z wami. Teraz to jest życie! Mówić prosto w oczy, co się czuje. Brigitte, ty jesteś Francją, czułą, opryskliwą i szczerą. Za takie kobiety jak ty oddam życie. Nie za panny Duval.

B – Atosie, nie rób mi tego.

A – Trzeba żyć zgodnie z sumieniem, Każdy wie, co może, do czego jest zdolny. Jeśli każdy pójdzie tym tropem, świat będzie lepszy. Wiesz, że możesz być błaznem – zostań nim, żołnierzem – zostań nim, generałem – czemu nie? Ja jestem szczęśliwy. Miałem kolegę, właśnie tak żyje. Ma piątkę dzieci, duży brzuch i żadnych przeżyć. Gdy się spotykamy, tylko ja mówię. Do tego miałem jeszcze romans z jego żoną. Tylko z powodu jej mam wyrzuty sumienia. Jestem świnią. Jak będę już stary, to w takiej sytuacji jak dziś wyjdę i będę walczył. Zginę, ale w tym cholernym piekle będę miał co wspominać.

P WSTAJE – Gdybym nie pił w wojsku piłbym jako aktor, strażnik czy woźnica. Nie istnieje kwestia: co bym robił, ale gdzie? PRÓBUJE USIĄŚĆ, BEZSKUTECZNIE – Dobra. Istnieje przeznaczenie. Moim jest wojsko. Będę czekał cierpliwie, gdzie mnie ono zaprowadzi. Nie będę przed nikim uciekał, to wiecie. Niech się dzieje przeznaczenie, w Boga będę wierzył na starość. Teraz musimy czekać. Jeśli D'Artagnan ma być naszym przywódcą, niech tak będzie. Może być naszym przywódcą, niech tak będzie. Może być bohaterem, jak zasłużyliśmy – w nagrodę, jak nie – za karę. Nic tu nie zmienimy.

TOASTY

P – Za przeznaczenie.

A – Za życie.

Ar – Za wartości.

P – Za D'Artagnana.

A – Za D'Artagnana.

Ar – Za D'Artagnana.

MUZYKA BRZMIĄCA JAK ŚMIECH.

Czytany 7112 razy

Najnowsze od Grzegorz Noras

Więcej w tej kategorii: « Sanatorium Alberta