poniedziałek, 23 wrzesień 2019 17:38

DZIEWCZYNY

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
DZIEWCZYNY to trudniejsza  sztuka, ale powinna się podobać młodzieży. Postacie w niej nie są proste, a młodzi ludzie lubią grać kogoś zwariowanego. Wydaje się, że wiarygodność postaci można zastąpić wyobraźnią. Byle kreacja była spójna. Niestety młodzież woli się bardziej wygłupiać niż mówić o sprawach trudnych i to może być problem. Wiele zależy od opracowania muzycznego i stopnia wykrzywienia postaci. Rzecz dla grup teatralnych z pewnym stażem.

DZIEWCZYNY

WYSTĘPUJĄ

DZIEWCZYNY:

AL – ALDONA

N – NATALIA

L – LEOKADIA FORTEPIAN

E – ELEONORA Z PACYNKĄ

T – TAMARA SIOSTRA STARSZA

I – IRIS JEST DOBROWOLNIE

O – OLGA SIOSTRA MŁODSZA

G – DYREKTOR

A – ANETA

S – SANDRA

X – MATKA

Y – OJCIEC

 

PÓŁCIEŃ, DZIEWCZYNY SIEDZĄ W PÓŁKOLU, MRUCZĄ I WYBIJAJĄ RYTM

E Z BOKU SCENY ROBI DZIWNE SPLĄTANIA SAMA, POTEM SIĘ DOPLĄTOWUJE DO RESZTY

MUZYKA CICHNIE

DZIEWCZYNY ŚPIEWAJĄ SŁOWA: NIEPEWNOŚĆ, BÓL, MARAZM, TRAGICZNY ITD

ŚWIATŁO, KAŻDA Z DZIEWCZYN KULI SIĘ W SOBIE

WCHODZI DYREKTOR

G – Ile razy mam mówić, byście nie gasiły światła!

DZIEWCZYNY ROZCHODZĄ SIĘ PO KĄTACH

G DO N – Co znowu zrobiłaś z tą twarzą? WYCIĄGA CHUSTKĘ I WYCIERA JEJ TWARZ POMAZANĄ OBFICIE FARBĄ

G DO L – Co się stało?

L KRZYCZY I UCIEKA, O IDZIE ZA NIĄ I KŁADZIE GŁOWĘ NA JEJ KOLANACH

G WYCIĄGA GAZETĘ – To nic nie rozwiąże, to tylko pogorszy wszystko. Kto to napisał?

G CHODZI WOKÓŁ DZIEWCZYN, A TE ROBIĄ GŁUPIE MINY

G – Kto to napisał? Kto to napisał do jasnej cholery? Roksana musiała być usunięta. Musiała. Nie sądzicie chyba, że będę się przed wami tłumaczył z tego, co robię. Jesteście niepełnoletnie i nie macie jeszcze pełnych praw. Ja je wam tworzę i wierzcie mi, że jest to najłagodniejsze prawo, jakie można dać takim osobom jak wy.

E GRA NA FORTEPIANIE, AL PODCHODZI DO G I UCINA MU NOŻYCZKAMI KRAWAT

G – Najłagodniejsze.

WYCHODZI G

AL – Łagodne prawo, MOŻE BYĆ AKOMPANIAMENT prawe prawo, lewe prawo, przednie prawo, ponadprawo, nieprawość, lewość, nicość, złość...

JAKIŚ IMPROWIZOWANY, ZWARIOWANY UTWÓR NA FORTEPIANIE, TYPU

Dewiacje – krzyki.

Dewiacje – wnyki.

Dewiacje – wolna dusza.

Dewiacje – wymusza i zmusza.

Dewiacje – moje.

Dewiacje – twoje.

Dewiacje – kochane.

Dewiacje – przy was zostanę.

E TAŃCZY

I – Przecież wszystkie wiemy, że Roksana miała hopla z przerzutką. Do dziś mam siniaka, jak mnie ugryzła w szyję.

O – To był żart. MÓWI PO SŁOWIE

I – Ładny żart. Tak jak ten z tym pająkiem w pościeli.

O – Poczucie humoru miała oryginalne.

AL – Zamknijcie się. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną.

E – Genialne. Dziękuję, bardzo dziękuję.

AL – Za co?

E – Jak to za co? Za jedność.

AL – Jaką jedność? Co ty pierdzielisz?

E – Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną. Jutro powieszę za ogon, ulubionego kota Naszego Dobroczyńcy. Zapewne wydłuży się o kilka centymetrów (obciążę go odważnikiem), potem wydłuży się brzuszek, szyjka, plecki...

I – Co ty bredzisz?

E – Nikt mnie nie wyda. Staniecie za mną murem.

AL – Mówisz tak, bo chcesz mi dokuczyć.

I – Uspokójcie się.

AL – Zamknij się. Ty jako jedyna nie musisz tu być. Właściwie ciebie to nie dotyczy.

L – Aldona, nikt tu nie będzie nami rządził.

N – Dawno mną nikt nie rządził. Dobrze mu tak.

L – Kto robi dziś obiad? MÓWI DO UMALOWANEJ N – Jesteś piękna.

N – Tak właśnie myślałam. Ja mogę robić.

O – Ja idę z tobą.

WYCHODZĄ N, O i T

AL – Czy myślałyście kiedyś o locie?

I – Ja tylko o lądowaniu po locie. Jak wczoraj potknęłam się o próg to lot był krotki, ale lądowanie? Ho, ho.

AL – O takim długim locie. Skok z ogromnej przepaści, albo z samolotu. Ciało nasze jeszcze koziołkuje, wygina się, kurczy. Powietrze wykrzywia nam twarz, oczy łzawią...

E – Ląduj wreszcie.

AL – O lądowaniu nie myślę. Taki lot to prawdziwa rozkosz.

L – Wiecie co mi się śniło ostatnio? Jestem klawiaturą fortepianu. Dobrze mi, gdy jestem zamknięta. Lecz czasem czuję, gdy ktoś podchodzi do mnie. Otwiera się klapa i ktoś zaczyna grać. Co za wrażenie, zimne ręce, albo spocone, klejące. Obrzydliwość.

WCHODZI G

G – Kto robi dziś obiad?

E POKAZUJE RĘKAMI, ŻE JUŻ OBIAD JEST ROBIONY

G – Dobra. Idźcie na powietrze.

WYCHODZĄ

WCHODZI A (Aneta), ZA NIĄ KRYJE SIĘ S (Sandra)

A – Dzień dobry. Nazywam się Aneta Borucka.

G – Dzień dobry.

A – Miałam się tu zgłosić.

G – Ach. Od doktora Kalickiego? Przepraszam, zapomniałem. Ostatnio nie mam głowy. Nie sądziłem, że znajdzie jakąś zainteresowana i nadającą się dziewczynę do tej sprawy. A to kto? Koleżanka?

S – Niespodzianka!

G – Sandra?

S – Wujek. WITAJĄ SIĘ W UŚCISKU

G – Co ty tu robisz? Cicho, nie krzycz tak.

S – Tata powiedział, że ja się też nadaję.

G – Bzdura. Spędzisz tu dwa dni i do domu.

S – Rodzice wyjechali do Grecji. Wrócą za dwa tygodnie.

G – już jest 18 września? Rzeczywiście.

A – Szkoda czasu pana i naszego. Przejdźmy do rzeczy.

G – To nie są żarty. Sandro, nie mogę cię narażać.

S – Tu jest list od taty. Proszę przeczytać.

G OTWIERA LIST I GO CZYTA

A – Ładnie tu. Zielono. Czysto. Jak na taki zakład, to warunki idealne.

S – Tata mówi, że to zakład wzorcowy. Aktywna forma resocjalizacji. Maksimum efektu przy minimalnych kosztach. Mój tatuś lubi wyrażać się jasno.

A – Kto tu jeszcze pracuje?

G WCIĄŻ CZYTA I MILCZY

S – Nikt, tylko wujek. Całą pozostałą robotę wykonują dziewczyny.

S – I dają sobie radę?

S – Jak widzisz.

G – Chyba nie mam wyjścia.

S – To przejdźmy do rzeczy.

G – Dobrze. Będziecie w grupie dziewcząt trudnych. Niektóre z nich mogły być teraz w zakładach karnych czy poprawczych, w zakładach psychiatrycznych lub innych zakładach odosobnienia. Rodzice ich są osobami zamożnymi. Stać ich było tak pokierować sprawą, by trafiły tutaj. Szczegóły nie są ważne. Minimalne środki represji. Same muszą utrzymywać porządek, robić sobie jedzenie. Nie ma krat, płotu. Niemniej każda ucieczka, to zerwanie regulaminu. Dziewczyna z punktu trafia do zakładu zamkniętego.

A – Jak długo tu są?

G – Od pięciu lat do czterech miesięcy.

S – Jakie przestępstwa popełniły?

G – Różne. Próby samobójstwa, nagminne ucieczki z domu...

S – To co mamy tu robić?

G – Miesiąc temu wydaliłem stąd Roksanę Piasek. Była nieobliczalna. Po konsultacji z psychiatrą tak zdecydowałem. Zagrażała bezpieczeństwu innych, ale one mi nie wierzą.

A – Dlaczego?

G – Mają uraz do dorosłych ludzi. Na domiar złego uderzyłem Roksanę.

A – Dlaczego?

G – Nieważne. Możecie mi wierzyć, że zasłużyła sobie na to.

A – Bo jak mamy pana bronić, to...

G – Nie macie mnie bronić, macie mnie traktować jak one.

S – Wujku, ale po co my tu jesteśmy?

G – Dziewczyny napisały list do gazety. Został wydrukowany. Podpis „Nielata”. Przypuszczam, że to jakiś skrót. Miałem już telefony. Jak nie zakończą tej pisaniny zakład zostanie zamknięty. Musicie je przekonać, że wtedy tak się stanie i nie będzie już odwrotu. Nie wiem, trudno oceniać samego siebie, ale myślę, że utworzył się między nami dość silny związek, przynajmniej ja to tak czuję. One chyba też to mają, ale nie potrafią okazać uczuć.

A – Ma pan własną rodzinę?

S – Mówiłam ci, że nie.

G – Ja tu jestem osobą najmniej ważną. Dostałyście karty osobowe całej całej siódemki?

A – Tak, znamy je.

PODCHODZĄ DO OKNA

G – Sprawdzimy. Ta wysoka, szczupła to Aldona.

A – Trzykrotne próby samobójcze, zamknięta w sobie...

G – Jest za spokojna, uważajcie na nią. Pewnie was nie polubi. Ta podobna do ciebie to Natalia.

S – Ucieka z domu, rozpieszczona, nienawidzi rodziców.

G – Leokadia. To ta ładna, co się znów obżera chrupkami.

A – Zachowuje się dziwnie.

G – Wspaniała dziewczyna. Wszystko w niej jest niesamowite. Zbuntowana wobec świata. Eleonora, ta z pacynką.

S – Ona kogoś zabiła?

G – Tak, ale myślę, że miała powód. Czasem mam wrażenie, że nic o niej nie wiem. Nieprawdopodobnie inteligentna.

A – Nie zaprzyjaźniać się z nią na siłę. Ta mała to Tamara?

G – Tak, przy Oldze. Siostry. Olga jest już teraz hazardzistką: maszyny, tele audio. Przegrała fortunę rodzicom. Nie potrafi się powstrzymać. Tamara została przywieziona tu przez matkę. Bez siostry nic w domu nie jadła. Lekarze kazali ją tu dać. Tamara akceptuje tylko Olgę i Leokadię. Ostatnio Iris.

A – Ona jest tu z wyboru.

G – Jest tu przez przypadek. Rodzice alkoholicy. Woli być tutaj. Dzięki niej nie czujemy się do niczego zmuszeni. Jej wybór daje złudzenie, że tworzymy rodzinę. Wracają. Przedstawię was. Bądźcie uważne, zwariowane i trzymajcie się tego, czego nauczył was twój tata.

DZIEWCZYNY WCHODZĄ

G – Przedstawiam wam Sandrę i Anetę. Mam nadzieję, że się zaakceptujecie.

G ODWRACA SIĘ I DOSTAJE OD E PODUSZKĄ

N DO S – Ciebie nie lubię.

S SZTUCZNIE – Ach lub mnie, lub. Tak bym chciała, byś została moją przyjaciółką.

S OBEJMUJE JĄ I PRZYKLEJA NA NIĄ MISIA NA PRZYLEPCU, N GO ZDEJMUJE I NISZCZY

N – Teraz to już cię całkiem nie lubię.

S – Taki niewinny żart. Co z nim zrobiłaś?

S ZBIERA SIĘ NA PŁACZ

E – Jak tu trafiłyście?

A – Wprowadziłam wirus do komputera. Był niezły ubaw. Jakaś Kowalska zarobiła 58 groszy a Malinowska siedem tysięcy złotych. Pierwsza była prezesem firmy, druga sprzątaczką.

E – No i co z tego?

A – Parę osób wypłaciło potem z banku te pieniądze. Firma dołuje do teraz. Groził mi poprawczak. Tatuś załatwił mi to. Jak się tu żyje?

E – Komputera tu nie mamy.

A – Załatwię wam używany.

O – Super. Pogramy. Też jestem w tym niezła.

AL – I tak nam nie pozwolą go wstawić. Czy ty myślisz, że tu przyjechałaś na kolonie. Czy myślisz, że będziesz sobie spała spokojnie pod kołderką? A może ktoś cię obudzi w środku nocy? Krzykiem? KRZYCZY Szarpnięciem? SZARPIE A

DZIEWCZYNY BAWIĄ SIĘ KRZYKIEM

E – Może potkniesz się kiedyś o próg i nabijesz sobie guza? Nie tylko guza, rozetniesz sobie skórę, albo odpadnie ci ten mały palec.

DZIEWCZYNY OSACZAJĄ A, ALE NIE ROBI TEGO O i I

I – Przestańcie.

O – Aldona nie jesteś na terapii.

AL – Dlaczego tylko palec? Całą nogę można stracić przy takim potknięciu.

S – Dziewczyny wy żartujecie.

AL – Zamknij się. Tobą się zajmiemy później. Na czym to skończyłam?

L – Na stopie. Urwała się. TRZYMA STOPĘ A – Biedna noga. Aneta bez nogi. Juzwa bez nogi. Ty nowa? Chcesz też?

I – Czyście powariowały? Co chcecie pokazać/

AL – Zamknij się. Ty jesteś nie nasza. To, że twoi rodzice piją, nie znaczy, że pasujesz do nas. Jesteś tylko ofiarą. Ofiarą losu. ŚMIECH

I – Nie jesteś taka zła, jaką udajesz.

E – Jest jeszcze gorsza niż sprawia wrażenie.

O – Nieprawda.

L – Nareszcie weźmiecie się za czuby.

T TULI SIĘ DO O

E – Co dziś na kolację?

N – Omlet

E – Fuj.

N – Z pieczarkami, ketchupem.

E – Nie ma wyboru?

N – Nie ma

DZWONEK WCHODZI G

G – Robimy coś dzisiaj?

L PRZYNOSI KRZESŁO, POTEM RESZTA, TWORZĄ KRĄG, L DAJE ZNAK, ŻE MOŻNA ZACZYNAĆ

G – Dzień dobry. Może się przywitamy w świecie ludzi normalnych.

WSZYSTKIE SIĘ WITAJĄ WYLEWNIE

G – Ze mną się nie przywitacie?

WSZYSTKIE – Dzień dobry.

G – Może macie jakieś problemy? Chcecie o czymś porozmawiać?

N – No więc ja chciałam się spytać co robić, bo mam na, za przeproszeniem...

AL – Zadku.

N – Tyłku mam piega. Nagle mi wyskoczył. Chętnie bym panu pokazała, ale jest pan mężczyzną. Dlatego nie wiem co zrobić? Bo gdybym na przykład go posmarowała maścią, to mogło by się zdarzyć, że podczas śniadania mogę się na krześle rozjechać. O tak. Ta sytuacja powoduje u mnie głęboki stres, bo mam wrażenie, że on mi rośnie, znaczy pieg, a nie tyłek.

AL – Zrób sobie z tego malunek ryby, nikt nie pozna, że to pieg, bo będzie okiem ryby.

N – Widzi pan, one się ze mnie śmieją. DO AL Ryba śmierdzi.

AL – Więc o co chodzi?

G – Pieprzyki przecież są ozdobą.

E' PACYNKA ELEONORY – Ja chciałam się poskarżyć, na moją przyjaciółkę.

E – Właśnie. Ja też.

E` – Ona nie daje mi jedzenia.

E – To ona zżera całą porcję.

E` – Wczoraj mi nos zanurzyła w kapuście, a dzisiaj nim sprawdzała, czy rosół nie jest za gorący.

E – To ty idiotko pchasz nos w nie swoje sprawy.

E` – O! O! O! I nazywa się. Słyszy pan: „idiotko” mi mówi. Już drugi raz w tym tygodniu.

E – A co mam powiedzieć jak mnie budzi o trzeciej nad ranem i mówi: „Wiesz, odbija mi się twoją ręką”

E' – Przecież umówiłyśmy się, że mówimy sobie o wszystkim.

E – Ale nie w środku nocy.

E' – Nie wywlekajmy naszych brudów.

E – Właśnie. Umyj się.

G – Czy myślicie, że znikną wasze problemy, gdy uciekniecie w żart?

AL – Ja nie myślę, więc mnie nie ma.

L – Czy mogę przedstawić utwór jaki ostatnio wymyśliłam, a wspólnie opracowałyśmy?

G – Z największą chęcią.

L – Wiecie co macie robić?

WSZYSTKIE – Ehe, no, ta, mmm.

L – Tytuł PUSTKA

E ZACZYNA NIESPODZIEWANIA MÓWIĆ – Noc była...

L – Nie musisz nam tego opowiadać.

E – Noc była...

L – Nie musisz nam tego opowiadać!

E – Noc była zimna. Jak rodzice wracali późno szłam do Ali, trzy ulice dalej. Każdy pretekst był dobry: odpisanie lekcji, wspólne słuchanie kaset, dobry film, malowanie paznokci, a raz, gdy stanęłam przed drzwiami, nic nie wymyśliłam. Dopiero jak drzwi się otworzyły palnęłam: „zaopiekuj się moją babcią, bo idę do kina”. Noc była zimna, gdy wracałam od Ali. Mamy takiego czubka w dzielnicy. Chodzi zadowolony, gada sam do siebie, niby niegroźny, ale obniża jak to mówi moja matka: „humanistyczne poczucie estetyki społeczeństwa”. Podszedł do mnie i ryknął: „ich trzeba wszystkich powiesić”. Wystraszyłam się. Nie wiem dlaczego ci wariaci sprawiają wrażenie takich wielkich i silnych. Wpadłam do domu. Tata miał wieczór brydżowy z kolegami. Powiedziałam co się stało, a tata powiedział spokojnie: „Tam stoi moja strzelba myśliwska, zabij go, 3 karo”. Nawet na mnie nie spojrzał, nie zadał sobie trudu, by zobaczyć moje wzburzenie. Tam stoi strzelba. Wzięłam i wybiegłam. Usłyszałam śmiech i zdanie: „Niech nie poluje za długo, bo się przeziębi”. Kto by pomyślał, że jeden strzał zrobi tyle hałasu.

G – Czemu nie mówiłaś o tym na policji? Milczysz?

L WSTAJE, WSZYSCY SIĘ ROZCHODZĄ, G WYCHODZI Z TELEFONEM

A – Gdy tu jechałam, podsłuchałam jak kierowca mówił z jakimś tubylcem, ze teraz to już na pewno zamkną ten dom.

L – Jak to?

A – Mówili o jakiejś aferze z listem.

L – Słyszałaś to?

S – Tak, ten miejscowy mówił, że najwyższy czas, że ten dom jest gorszy od domu wariatów i poprawczaka razem wziętych, a chłopcy tylko mówią o balu przebierańców, który to macie zrobić.

A – Mówił, że te listy...

L – Jakie listy?

A – Listy. Zwykłe. Mówił, że są coraz ostrzejsze.

L – Dziewczyny, może przesadziliśmy?

AL – Przesadzamy! Zostawić tak jak było? Jutro uderzy ciebie, a pojutrze ciebie. Natalię zamknie z komórce z jej farbami, Eleonorze spali babcię, a Oldze weźmie pędzle. To się tak zaczyna. Wiem, tobie wszystko jedno, gdzie siedzisz, wśród psychików czy nas. Takie szaleństwo potrzebuje tylko widowni, obojętnie jakiej. Pustka. To może powstać tylko w pustej głowie.

L WKŁADA GŁOWĘ MIĘDZY KOLANA

I – Aldona, ty już...

L – Iris! Przestań. Doprowadza mnie do szału ta twoja chęć do bronienia nas. Broń się sama! Teraz ty Aldonko. Następnym razem, albo zeżryj więcej tabletek, albo trzymaj tę śliczną mordkę dłużej w piekarniku.

AL UCIEKA

L – Czy my musimy jej wciąż wybaczać? Zaciskać gardła, uszy, powieki, myśli. WOŁA – Aldona! Chodź tu wariatko.

S – Czy wy tak wciąż się kłócicie?

I – Zasadniczo nie. Jesteśmy trudną młodzieżą. Nie wiem dlaczego się nas tak nazywa. Może powinnyśmy się nazywać „dziećmi trudnych rodziców”. To by było sprawiedliwsze. Jesteśmy naturalne. Ty zachowujesz się jak podlotek, założę się, że nie masz takich rodziców jak my. Te żarciki, wieczne zdziwienie: „Tak bym chciała, byś została moją przyjaciółką”. My tak nie mówimy. Przyjaźń się tworzy bez słów. Przyjaźń to my, a nie sztuczne znaki i gesty. Nie wiem czemu tu przyjechałaś, ale na pewno nie mają z tym nic wspólnego twoi rodzice.

N – Nie lubię cię.

S – Nie wygłupiajcie się.

O – Zamknij mordkę.

S – Chciałabym wam pomóc.

O – To czekaj na odpowiednią chwilę.

A – A o co chodzi z tymi listami?

O DO S i A – Połóżcie się obie na ziemi. Połóżcie się! Przecież was nie pobijemy. S i A KŁADĄ SIĘ NA PODŁODZE, A DZIEWCZYNY JE OTACZAJĄ

O – Ludzie dorośli to pewien klan. Oni trzymają się razem. Teraz jesteście nami, patrzycie na nas z pozycji psa. Jak się czujecie?

A – Nieciekawie.

AL LEKKO PRZYDEPTUJE S – Dorośli trzymają, ze sobą sztamę. Ważniejsze są więzi między nimi, niż między rodziną.

O – Roksanę usunięto. Nas nie pytano. On nie jest lepszy od innych.

N – Dorośli wykorzystują zwykłą siłę i przewagę wzrostu. Musimy się bronić.

S – A może on to zrobił dla wspólnego dobra?

I – Bzdura. Gdyby tak było, porozmawiał by z nami na zajęciach.

N – Musimy się bronić.

O – Będziemy się bronić.

I – Będą z nami rozmawiać tak jak my z wami, z góry, a nie na równi. Nie damy się. Zobaczysz. Też mamy honor. Tylko musimy się trzymać razem. Wstaniemy z nóg.

N – Chodźcie się przebrać na bal.

DO G WCHODZĄ RODZICE X – MAMA, Y – TATA

G – Dzień dobry proszę usiąść.

X – Chcieliśmy wziąć z Eleonorę.

G – Maci państwo umorzenie?

Y – Tak. Proszę

G – Tak. Czy nie należałoby jednak trochę poczekać? Tak z dwa miesiące.

X – Nie. Chcemy ją wziąć.

G – Eleonora jest bardzo zżyta z grupą. Chyba czuje się tu dobrze.

Y – Proszę nie komplikować sprawy. Bierzemy ją i koniec. Szkoda czasu, pieniędzy i nerwów. Proszę ją zawołać.

X – Nie sądzi pan chyba, że ma tu lepszą opiekę niż w domu.

G – Zapewne lepiej będzie jadła, dziewczyny robią okropne posiłki. Lecz jest jeszcze problem duchowego bezpieczeństwa. Jestem przekonany, że tu czuje się spokojniejsza.

X – Dalej rzuca w pana poduszkami?

G – Tak.

Y – Człowieku, nie zawracaj głowy. Pieniądze skasowane do końca roku, niech już zostaną. Dołożę jeszcze na niedzielne desery dla wszystkich, Błyśnie pan przed wychowanicami.

G – Z każdą chwilą tej rozmowy nabieram pewności, by państwa córka tu została.

Y – Pewność jest w tej kartce. POKAZUJE UMORZENIE

G – Można zdobyć opinię psychologa.

X – Marek Kuźmik. Słyszał pan? To mój dobry kolega, biegły sądowy.

G – Chodzi o dobro państwa córki.

X – Właśnie.

G – Proszę z nią porozmawiać. Proszę pamiętać, że jest jej tu dobrze. Obiecajcie, że weźmiecie pod uwagę jej decyzję. Eleonora!

WCHODZI ELEONORA

E – Dzień dobry.

G – Zostawiam was razem.

E – Chciałam powiedzieć, że nie będę rozmawiać, bez mojego adwokata

E WYJMUJE PACYNKĘ E' – Dziękuję. Proszę...

Y CHCE WZIĄĆ PACYNKĘ E – Koniec z tym idiotyzmem.

E KURCZY SIĘ I WYDAJE DZIWNE PISKI

E' – To sprzeczne z Konwencją Europejską. Porywa się pan na przedstawiciela prawa.

E – Ojcze. Posłuchaj jej.

E' – Żądam pozostania świadka – dyrektora ośrodka.

X – Leni, możesz iść do domu, już wszystko załatwione. Chodź kochanie. Ala już się cieszy. Tak ją lubiłaś odwiedzać.

E – Czy to chodzi o te mury? Wracaj do ścian. Wie matka, że to dobre określenie. Czekają na ciebie ściany, sufit i podłoga. Czasem dom stęknie przy wichurze i wtedy budynek przemówi do mnie. Nasz dom na mnie czeka. Chyba nie myślałaś o rodzinie? W tym miejscu zajmuje się mną o wiele lepiej. Odwiedza mnie dwa razy w tygodniu. W domu widywaliśmy się tylko raz w miesiącu, przy kieszonkowym.

Y – Skąd w tobie tyle cynizmu? Kto cię tego nauczył? Wierz mi, wyciągnięcie twojej osoby stąd, było dość trudne i do tego bardzo drogie.

E' – Chyba nie sugeruje pan łapówki? To karalne.

Y – Leni, w porządku. Będę ci poświęcał trochę więcej czasu. Pojedziemy na ten spływ kajakowy i wyskoczymy do kina. Wiesz, że jak obiecam coś, to masz to jak w banku. Skończymy tą upokarzającą rozmowę przed tym panem. Leni! Kochamy cię.

E – Czyli zapiszecie mnie na kurs języka rosyjskiego?

Y – Przecież to martwy język. Bezużyteczne zaśmiecanie umysłu.

X – Po co uczyć się języka, który ci się nie przyda? Zapiszemy cię na angielski.

E – To po co są kursy rosyjskiego?

X – Walka z bezrobociem. Trzeba dać pracę ludziom. Wierz nam. Mamy pewne doświadczenie.

E – Jakie to uczucie, gdy ma się zawsze rację. Posiadać jedno dziecko, bo można mu zapewnić przyszłość i nie ogranicza się specjalnie rozwoju kariery. Spać 6 godzin i 45 minut w najbardziej wydajnych do tego celu godzinach. Angielski – jedyny i słuszny język na ziemi. Znajomość z prokuratorem – obowiązkowa, Ograniczenie słodyczy i tłuszczu. Jedyny i prawdziwy Bóg. Obowiązkowa charytatywność dwa razy w roku.

Y – Są standardy zachowań wypracowane przez ludzkość.

X – Leni, po co te dyskusje. Sama wiesz, że to wszystko prawda. PRZYTULA E

E – Mamo! Mam świetnego adwokata, muszę się z nim skonsultować.

E' – Jestem prawnikiem, a prawo jest z rodzicami. Niemniej masz tu jeszcze coś do załatwienia. Potrzebne ci trzy miesiące.

E – Dobrze. Zostaję jeszcze. Potem wracam, na początek roku szkolnego.

Y – Przecież ten dom już zamykają. Po tych listach do gazet prokuratura się nim zajmie. Nie można w żadnym domu bić dzieci i wyrzucać ich na bruk.

X – Nie masz już gdzie zostać. Tydzień, dwa...

E +E' – Jakich listach?

X – Waszych skargach.

E WYCHODZI

X – Proszę ją tu sprowadzić!

G – Siłą?

Y – Perswazją. Chyba pana czegoś nauczyli na studiach?

G – To nie zadziała. Zobaczy pan. Eleonoro! Eleonoro! Proszę przyjdź do nas.

WCHODZI O Z PACYNKĄ E'

O – Proszę przyjść za dwa dni.

E ' – Dziękuję bardzo i do widzenia.

G – Dziewczyny mają „szalony bal”. Bardzo nim żyją. Proszę przyjść za te dwa dni. Ona potrzebuje czasu.

Y – Ale pan już go nie ma.

G – Wszystko ma swój koniec.

ROZCHODZĄ SIĘ

A – Proszę pana.

G – Tak?

A – Wszystko wskazuje na to, że one napisały tylko jeden list, o innych nic nie wiedzą.

G – Chyba rozumiem.

A – Zaczynają się łamać. Wiedzą, że Sandra nie jest ich. Czy to prawda, że dom zostanie zamknięty?

G – Chyba tak, za dużo rozgłosu.

A – Czy mogłabym im pomóc?

G – Tak. Przyjedź ze swoją matką i ojcem, niech zobaczą szczęśliwą rodzinę. Uwierzą.

A – Mama umarła, a tata się powiesił.

G – Ale wierzysz, że takie rodziny istnieją?

A – Ja nie muszę wierzyć, ja wiem.

G – Skąd?

A – Proszę pana, to się czuje. To siedzi gdzieś w środku. To pewność, tak jak widzę pana, tak widzę nie nadzieję, ale rzeczywiste szczęście.

G – Jak wygląda?

A – Jak lokomotywa. Taka jak u Tuwima. Stoi i strasznie hałasuje. Bucha, sapie, fuczy, parska. Zbiera siły. Zaraz ruszy, a ciągnąć będzie musiała niebywałe człowiecze cuda: uczciwość, radość, solidarność, jedność, nawet miłość z dobrą zazdrością. Pojadą razem: upór i wytrwałość, bezwzględność i ostrożność. A tych wagonów nie jest ze czterdzieści, ale ze dwieście. Moja lokomotywa już ruszyła, nie zgubi niczego, pomoże rozpędzić się innym. Pana dawno już jest w drodze.

G – Ostatnio mocno przyhamowała.

A – Ma prawo, zaraz będzie z górki. Powinien pan się trochę rozluźnić

A RZUCA PODUSZKĄ W G ON ŁAPIE

G – Ile masz lat?

A – Piętnaście. Idę się przebrać. WCHODZI S

S – Wujku, ja się ich boję.

G – To dobrze. Przyznamy się do siebie. Mówiłem ci, że to nie jest zabawa.

S – Jak one na mnie patrzą. Popraw mi to. G POPRAWIA GARDEROBĘ S – Czuję, że znają mnie na wylot. Nie lubią wygłupów, śmieją się wtedy, gdy należy płakać, a Natalia wciąż powtarza, że mnie nie lubi.

G – Bądź taka jak ze mną.

S – Przecież jestem.

G – Nie. Starasz się im przypodobać, popisujesz się. To je drażni, odbierają to jako nieszczerość. Kiedy ostatnio płakałaś?

S – Przed wyjazdem, chyba dwie noce, bo tata mi nie pozwolił tu przyjechać. I wczoraj, ze smutku.

G – Widzisz, ten płacz cię oczyścił. Łzy zmyły ten żal do taty, gdy ci bronił przyjazdu. Dusze tych dziewcząt wciąż płaczą. Ich łzy pogłębiają tylko żal do świata, nie obmywają, ale utworzyły jezioro, w którym same toną.

S – Ja znajdę odpływ, zobaczysz. WYBIEGA

BAL

L – Proszę powiedzieć dlaczego pan usunął Roksanę?

G – Bo na to zasłużyła'

L – To nie odpowiedź.

G – To musi wam starczyć za odpowiedź.

E – Pan jest nieuczciwy.

G – Czy nie miałyście takiej sytuacji, w której coś zrobiłyście, nie chcąc się z tego tłumaczyć? Jeśli mi wierzycie, macie do mnie zaufanie to wystarczy: „bo na to zasłużyła”. Autorytet musi utrzymać tą decyzję.

L – Jeśli jednak nie wytrzyma?

G – Rozstaniemy się.

L – Ludzie idą ulicą i milczą, rozmawiają i milczą, mówią o sobie i milczą. „Co u ciebie nowego”? „Zmieniłam szkołę, uczę się jeździć na nartach i mam nowego kota, bo poprzedni mi zdechł”. A tak naprawdę co nowego? Boję się band rozwydrzonej młodzieży, najchętniej rzuciłabym szkołę i zaczęła uczyć tylko muzyki, bez jakiejś fizyki czy chemii, przygarnęłabym wszystkich cierpiących, boję się dorosłości, karałabym sądem za głupotę. Milczenie to wielki balon, który mamy w sobie: dusi, drażni, przeszkadza. Trzeba go przedziurawić, te wielkie „małe tajemnice” można ujawnić. O, jak lekko się stąpa. Nie ma sekretów. To my je sami tworzymy. Wyrzućmy je. Muzyka!

SZALONY TANIEC

L – Wiecie, boję się biedy. Żyć, gdy na nic cię nie stać. Liczyć się z każdym groszem. Ciągłe patrzenie na ceny. Żyjesz, ale tak troszeczkę, nie za bardzo. Tego się boję ogromnie.

AL – Chodźmy na kolację.

L – Balon dusi.

AL – Jaki balon? Nienawidzę tych rozmów.

L – Balon wciąż rośnie, czuję to.

AL – Nie gadaj do mnie. Graj i się odwal.

L – Muzyka pomaga mnie, a tobie co?

AL – Cisza. Zamknij więc ten pyszczek.

O – To pana wina, z tym ukrywaniem prawdy.

G – Dobrze. Roksana szantażowała mnie. Jako młody człowiek popełniłem pewne głupstwo. Dowiedziała się o tym. Jestem w pewnym sensie na nią zdany.

E – Nie wierzę.

G – Sam chciałyście prawdy.

O – A o co chodziło?

I – Coś się łamie w nas, nie rozumiem tego. Dziewczyny...

N – Jak tak mówicie to od razu wstydzę się malować. Chcę chodzić w mundurku szkolnym i mówić „dzień dobry”, „proszę” i „ależ naturalnie”.

S – To daj trochę szminki.

N – I nawet mnie nie drażnisz.

I – Ruszcie się! Idziemy do kuchni. Zrobimy zapiekanki po włosku. Mam przepis.

I PRÓBUJE POBUDZIĆ DO DZIAŁANIA INNE DZIEWCZYNY

AL – Jeść. Połykać. Siekacze wgryzają się.

L – Gruczoły ślinowe atakują zmiażdżony pokarm.

O – Gardło szykuje się do super – wysiłku. Połknięcia.

E – Jest. Udało się.

E' – Leci to wszystko do żołądka, Bam.

I – Kwasy, kwasy, kwasy...

N – Ubijamy. Przechodzimy.

S – Dwunastnica.

A – Musiało to na mnie trafić.

DZIEWCZYNY KIWAJĄ GŁOWAMI

A PUSZCZA BĄKA – Przepraszam.

G – To już koniec. Przepraszam, za mój cholerny idealizm. To nie mogło się udać. Ja wam nic nie proponuję. Rozumiecie? Nic! Może tylko pomagam, ale nie proponuję. Jakby rzucić żebrakowi parę monet. Daję mu bardziej dla siebie, by się usprawiedliwić. Dla niego to nic nie znaczy, bo i tak jutro musi żebrać, On wcale tego nie docenia. To ja wyolbrzymiam sobie swoją wspaniałomyślność.

O – Nie.

G – Nieważne. Dziękuję za doświadczenie życiowe. Tu macie decyzję o likwidacji tego domu. Możecie wracać do rodziny, czy gdzie chcecie.

AL – Pan to zrobił specjalnie, by nas dobić.

G – Przecież wygrałyście. Solidarność. Znacie pojęcie. Wszystkie razem jesteście silne. Ja byłem sam i przegrałem.

O – Ale co z domem?

G – Zamienię na dom starców, albo sprzedam.

O – Ale co z nami?

G – Cieszcie się zwycięstwem. Pora na medale. Wygrałyście sześć do jednego.

L – Jak wygrywa się mecz, to nie zamyka się stadionu.

G – Tak jest w sporcie. W życiu to już różnie bywa.

L – Nie mamy szansy na rewanż?

G – Nie, bo sędzia mnie zdyskwalifikował.

AL – Słusznie. Cieszę się z tego.

G – Masz swoją satysfakcję, niektórzy tak mają, radość, że coś zniszczyli, a nie zbudowali.

AL – Już pan tego przynajmniej nie zrobi.

G – Ja tego nie robię i nie będzie mi brakowało bicia młodzieży. Będzie mi brakowało rozmów z wami i tych chwil, kiedy próbowaliśmy tworzyć dom.

AL – Pan nas nigdy nie lubił.

G – Nie szukaj wrogów tam, gdzie ich nie ma, bo sobie ich stworzysz. To wasza ostatnia noc. Zostawiam was same.

G WYCHODZI, E RZUCA PODUSZKĄ W NIEGO, G STAJE, O PODNOSI PODUSZKĘ I PODAJE G, TEN RZUCA NIĄ W E, KTÓRA JĄ ŁAPIE. G WYCHODZI, E NIE MA JEJ KOMU ODRZUCIĆ

 

Czytany 7192 razy Ostatnio zmieniany środa, 09 październik 2019 16:42

Najnowsze od Grzegorz Noras

Więcej w tej kategorii: « Kapturek Grab - Art »