Dramy

DRAMY prowadzę już chyba 20 lat. Zacząłem w szkole 27 w Katowicach. Potem jakoś to się rozpleniło. Kurs aktorski, który akurat ukończyłem i grupa studentów z  drugiego mojego teatru studenckiego Nienażarty starała się ogarnąć ten temat. Szkoda, że każdy z nas poszedł inną drogą.

            Drama stała się nauką, którą można znaleźć w internecie. Uczy się jej na kursach i zapewne na uczelniach. Nie da się ukryć, że pozornie może się wydać ona łącznikiem między uczeniem, a rozwojem twórczym. Głęboko szanuję niektórych nauczycieli posługujących się tą metodą. Niemniej dla mnie ma ona za dużo wad, by była uniwersalną formą nauki. Osobiście nie jestem związany z żadną uczelnią. Dlatego pytam, dlaczego ta forma jest tak mało powszechna. Sam rocznie pracuję z około dwoma tysiącami dzieci (regularnie, przynajmniej 2 razy na semestr, choć preferuję 3 – 4 spotkania). Jeśli uczelnie mają do dyspozycji specjalistów (lub uczenie specjalistów), dlaczego ta forma nauczania praktycznie nie istnieje. Mówię tu o Śląsku. Pewnie dlatego, że takie zajęcia muszą mieć wymiar praktyczny, a nie teoretyczny. Kiedyś na Uniwersytecie Śląskim miałem wykład na temat aktorstwa. Młodzież nie zgodziła się, bym ich brał na środek, by wykonywali proste improwizacje. Podobno moje wystąpienie miało rangę wykładu (!!!), więc nie mieli takiego obowiązku (!!!). O czym tu dyskutować.

            Dlatego ja poszedłem drogą twórczą. Z tego powodu termin Drama mi nie odpowiada. O wiele lepiej brzmią Zajęcia Twórcze. Bazą do ich prowadzenie jest ekspresja aktorska jako całość, plus ciekawe ujęcie tematu lekcji. Nie wiem dlaczego aktorskie rozwiązywanie problemu w scence darmowej ma być wartościowsze od spontanicznego, twórczego aktorstwa w scence inspirowanej. Chyba dlatego, że uważa się, że o wiele ważniejsze jest uczenie logiki niż poczucia humoru.

Tu może skończę, bo temat jest zbyt obszerny.