BIERNA I AKTYWNA PERCEPCJA SZTUKI
W edukacji sztuka odgrywa niezwykle ważną rolę. Na każdym etapie nauczania niewątpliwie ona istnieje, zarówno w przedszkolu jak i w liceum. Dla ludzi niezwiązanych z nauczaniem nie ma różnicy jak ten kontakt wygląda. Wycieczka do teatru, udział w warsztatach muzycznych, koncerty umuzykalniające, śpiewanie piosenki na akademii, czy spotkanie z magikiem traktowane jest podobnie, jako zajęcia przybliżające świat kultury i sztuki. Brak refleksji rodziców, a czasem i nauczycieli, prowadzi do tego, że sami gubimy się w ocenie, co każdy człowiek może czerpać z otaczającego świata tworzonego poprzez wyobraźnię. Tymczasem dla ludzi pracujących z dziećmi, wiecznym problemem jest to, jak wykorzystać czas nauki, by sztuka zainspirowała rozwój twórczy człowieka.
Iść do teatru, czy zrobić teatr. Czytać utwory znanych poetów czy pozwolić pisać młodzieży. Nauczyć się ról i odtworzyć sztukę znanego autora czy przygotować własne przedstawienie, okraszone muzyką, która jest lubiana przez młodzież. Pisać ten artykuł czy poprowadzić warsztaty z dziećmi. Na przykład. Nauczyć się śpiewać i grać znane piosenki czy przygotować improwizację przy tychże piosenkach z wykorzystaniem patelni, wałków do ciasta, łyżek i piły. Zatańczyć równo tango czy przygotować taniec z prześcieradłem. Iść na wystawę prac pani Abakanowicz czy stworzyć dzieło TŁUM ŁAWEK. I wreszcie iść na wystawę obrazów Kossaka czy malować stwory typu koniobóbr, koniokonikpolny, zebrożółw, czy koniożab.
Na te pytania będę starał się odpowiedzieć.
Założenia podstawowe
Musimy sobie zdać sprawę z tego, że każdy z nas, a dzieci i młodzież głównie, potrzebuje uczestnictwa w sztuce zarówno jako widz, jak i jako uczestnik. Jeśli jest to tylko jedna z tych form, z całą pewnością można stwierdzić, że rozwój ten jest niepełny.
Dlatego napełnia mnie wielkim smutkiem fakt, kiedy podczas przeglądów dowolnej ze sztuk, uczestniczące zespoły, „uciekają” z widowni zaraz po swoim występie. Najczęstsze powody to„upępkowienie” zespołów (tylko to, co my robimy jest dobre - pępek świata) i „nagradzalność” wykonawców (bycie w zespole daje wiele korzyści: dobra ocena, można się urwać z lekcji, darmowe soczki - same nagrody).
Oba powody praktycznie zamykają możliwość percepcji sztuki, co jest powodem klęski działań twórczych w odniesieniu do tego rodzaju wykonawców. Winę za to ponoszą zarówno opiekunowie jak i młodzi ludzie. Ludzie czujący sztukę powinni z takim samym zapałem oglądać dobre zespoły jak i sami występować.
Pracując z osobami w pełnym przedziale wiekowym (od 6 do 30), mogę stwierdzić, że w rozwoju twórczym człowieka aktywność ta zmienia się bez przerwy. Nacisk na „widza” (celem jest robienie sztuki pod klienta czyli widza) z całą pewnością otwiera nowe horyzonty człowieka i stwarza dużą szansę, że w przyszłości wciągnie się w sztukę innych widzów. Niestety trudno mówić w tym przypadku o rozwoju osobowości, kiedy oglądanie pozbawione jest możliwości przełamywania barier np. ciała czy głosu.
Nacisk na „twórcę” wzbogaca aktywność twórczą człowieka, zamyka jednak często go tylko na jedną ze sztuk. Niestety, jeśli kogoś pochłonie np. taniec, szuka tylko w tym gatunku sztuki sensu życia.
Dlatego jestem zagorzałym zwolennikiem aktorstwa, jako sztuki łączącej w sobie wiele gatunków (a właściwie wszelkie) aktywności – literatura, muzyka, taniec, plastyka. Jakoś nikt nie umie połączyć w całość efektów pracy niezależnych grup twórczych pracujących w szkole czy w domu kultury.
Cóż to za problem napisać, czy opracować muzycznie (???), sztukę NA NIE , o grupie agentów z innej planety, która ma zniechęcić ludzi do pracy (Zagrana przez grupę teatralną czy kabaret).Agenci spotykają tancerzy (break dance) próbując wprowadzić w czyn swe plany. Bez skutku. Potem spotykają malarzy na plenerze (grupa plastyczna) malujących obrazy np. ciałem. Łokciem na czerwono, nosem na żółto, palcami w odcieniach zielonych. Bez skutku. Następni to muzycy (wystąpi każdy, kto chce i potrafi coś zagrać). Agenci mogą spotkać nawet panie chodzące na aerobik, jeśli wyrażą zgodę. W finale sztuki agenci nie wracają na swą rodzimą planetę, ale zostają na Ziemi i występują razem z Ziemianami. Jestem przekonany, że taki występ łączący w sobie tak różnorodne grupy twórcze, byłby z całą pewnością ciekawy, a dzieciaki pomalowane farbą na kolorowo, byłyby hitem przedstawienia. W sztuce tej, każdy byłby zarówno widzem jak i aktorem.
I to byłoby założenie podstawowe: ODLEGŁOŚĆ WIDZA OD TWÓRCY jest tak bliska jak WIDOWNI OD SCENY.
Zmienność aktywności w percepcji sztuki
Obserwując nasze dzieci podczas zabawy odczuwamy wielką przyjemność i zadowolenie. Mam nadzieję, że widzimy to i u innych. Dziecko nie ma poczucia „bycia aktorem”, ono bawi się lalką czy robotem. To my oglądając jego minki i słuchając jego zmienionego głosu podziwiamy efekty improwizacji typu „ Transformers ratuje świat” czy „Dlaczego Lola nie lubi buraczków” (współczuję mamie). Małe dziecko nie ma potrzeby oglądać improwizacji dorosłych typu „Mama ogląda TV” czy „Tata z wujkiem przy browarze”. Dziecko ma potrzebę zabawy, my mamy potrzebę oglądania tego, czyli widza i wszystko jest dobrze. W drugą stronę to nie działa. Dziecko po pewnym czasie zdaje sobie sprawę z tego, że staje się aktorem. Ale w końcu to my robimy z niego gwiazdę.
I tak przez całe życie od przedszkolaka do wieku dojrzałego zamieniamy się tymi rolami: widza i twórcy, czasem przypadkowego.
Jak to się dzieje?
Trudno mówić o sztywnych przedziałach wiekowych u młodego człowieka, ale spróbuję zarysować pewne tendencję w tej przemianie.
PRZEDSZKOLAK uwielbia oglądać, ale tylko to, co mu się podoba. Niestety umiejętność skupienia się na czymkolwiek jest u dzieci coraz mniejsza i często ogranicza się do kilku minut. Dzieci te uwielbiają tworzyć, ale poczucie tremy często zabija taką aktywność. Muszę stwierdzić z przykrością, że za mało pracuje się aktorsko z dziećmi w przedszkolu, a proste etiudki aktorskie dla takich dzieci, jak „Lola idzie spać” (bez buraczków) wykonywane jest fatalnie. Trwają one co najwyżej 20 s. i wykonywane są bez pomysłu (Lola nie musi przecież spać w łóżku, a na patelni, a usypia się ją śmiechem, albo głosami zwierząt).Idealnym rozwiązaniem jest pokazanie na scenie, w formie przedstawienia, dzieci bawiących się rolą, w które się wcielają
DZIECKO SZKOLNE zaczyna odkrywać zalety improwizacji. Działanie na scenie bez tekstu, ale z pomysłem, sprawia mu wielką radość. Tekst jako taki może się pojawić, ale tylko wtedy, gdy ma ono poczucie roli postaci, którą gra. W innym przypadku mówienie tekstu nie ma wielkiego sensu. W związku z tym, że pracuję głównie z klasami I-III, stwierdzam, że możliwości działania, są tu naprawdę ogromne. Jako widz, dziecko szkolne sprawdza się, ale na ok. jedną godzinę, a skuteczność odbioru przestawienia jest raczej mała. W tej grupie wiekowej polecam zdecydowanie działania twórcze.
GIMNAZJALISTA to młody człowiek, w którym powstają duże bariery ciała i osobowości. Najodpowiedniejsze działania twórcze to kabaret i taniec. Oczywiście często marny kabaret i taniec. Niemniej, jeśli uda się dotrzeć do tej młodzieży, efekty mogą być pozytywne. Jest to wiek poszukiwań. Gimnazjalista jako widz może się zachłysnąć jakąś formą sztuki, warto więc zaznajomić go z różnorodnością form sztuki.
LICEALISTA zaczyna mieć poczucie płciowości i poprzez sztukę się wykreować (niektórym wystarczy papieros). Młodzież wierzy w to, że może zawojować cały świat. Ta chęć pokazania się (czasem sprawdzenia) warta jest wykorzystania. Rola widza jest tu drugorzędna (często jednak jest to widz określony, czyli kolega, kuzyn, narzeczony).
STUDENT to znowu osoba poszukująca. Nadmiar czasu powoduje, że łatwo wchodzi w rolę widza (szczególnie, jeśli to nic nie kosztuje). Obecna praca twórcza ze studentami jest niezmiernie trudna, bo praktycznie każdy student wie wszystko lepiej ode mnie i od kilku lat wszystkim przeszkadzam, by zrobić teatr. I ten typ pracy ALBO PO MOJEMU ALBO WCALE unicestwił już kilka dobrych grup teatralnych.Dlatego każdy student ma poczucie twórczego niespełnienia, chodzi jako widz na różne (często marne przedstawienia) i płacze nad sobą. A jak nie potrafi wykonać typowych ćwiczeń aktorskich, które mu zadam, to łatwiej mu zrobić ze mnie nawiedzonego dziwaka niż poczuć swą niedojrzałość aktorską.
Został już tylko DOROSŁY, czyli osoba, która jeśli nie wiąże się to z zawodem, usytuowała się jako widz. To chyba największa klęska cywilizacji, że ludzie tak mało wierzą w swoje umiejętności twórcze. Ale jest taki zawód, który może tą bierność przełamać. Nauczyciel. Tworząc z dziećmi, sami tworzymy, możemy usytuować się na scenie jako aranżer, reżyser czy scenarzysta. Proszę mi wierzyć, mało jest zawodów dających takie możliwości. A oglądając spektakle przygotowane z klasami, często satysfakcja napełnia nam piersi. Obserwując rozwój aktywnych nauczycieli, widzę ogromną różnicę w poziomie intelektualnym prowadzonych przez nie klas.
Uwagi końcowe
Każdy z nas jest widzem i artystą. Każdy z nas ma potrzebę oglądania i występowania. Każdy z nas ma potrzebę tworzenia.Szkolnictwo ma obowiązek udowodnienia tego. Smutne, że odbywa się to przypadkowo, a nie jest to celowe działanie.
Jeśli nie damy możliwości zaistnienia dzieciom i młodzieży w sporcie czy kulturze, to zaistnieją jako bezmyślni kierowcy czy bohaterowie filmików typu „Zjedzenie kanapki z pinezkami”.Zrobienie półgodzinnego przedstawienia z klasą jest bardzo proste. Problem polega tylko na tym jak zainspirować wykonawców do pracy.
Jeśli zrobimy parodię programu typu JESTEM NIESAMOWITY, to przy 20 osobowej klasie, podzielonej np. na trzyosobowe grupy wystarczy przygotować 7 czterominutowych numerów.Może być to taniec, skecz, piosenka, twórcze opracowanie wiersza, a nawet monolog. Każde dziecko coś potrafi, a jeśli nie, to będzie pretekst do pracy nad sobą. A jak ktoś nic nie umie, to niech w rytm muzyki wiesza pranie, a praniem mogą być inne dzieci. Proszę mi wierzyć, że piątka dzieci przypiętych na sznurze (mam nadzieję, że nie powieszonych) będzie powodem do mnóstwa pracy twórczej. Skarpeta może być w ciasnym worku, z przekrzywioną głową. Koszulki piłkarskie mogą wisieć i głośno kibicować kłócąc się o ciszę z fartuchami lekarzy.Takie sztuki tworzą się same. Trzeba tylko trochę odwagi.
Przy ogromnym dostępie do środków kulturotwórczych musimy zdać sobie sprawę z tego, że zaczynamy żyć w dżungli, gdzie kompletna szmira występuje obok prawdziwych dzieł, gdzie rozrywka zabija kulturę, gdzie media decydują, co jest dobre. Dlatego chyba tylko szkoła staje się ostatnią deską ratunku, by wciągnąć dzieci i młodzież do działania.
By w efekcie nie stali się tak bierni jak większość dorosłych, którzy zasłaniając się hasłem „profesjonalizm”, nie próbują traktować tworzenia jako najbardziej efektywnej formy pracy człowieka nad sobą.